Drzewa bez wahania zrzucają liście, my zaś uparcie trzymamy się letniego tempa. Dlaczego współczesny człowiek tak niechętnie poddaje się jesiennemu spowolnieniu – skoro nasze ciała wciąż pamiętają rytm przyrody? Co gorsze ta coraz częściej gubi własny krok. Tłumaczy prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Katarzyna Kamyczek: Co mają drzewa, czego brakuje nam – ludziom, by poddać się jesieni?
Piotr Tryjanowski: Drzewa nie wahają się, bo wpisane są, przynajmniej w strefie umiarkowanej, w rytm sezonów. My natomiast próbujemy go przechytrzyć – rozświetlamy noc, ogrzewamy chłód, narzucamy sobie tempo pracy, jakby listopad był lipcem. Dawniej też ludzie buntowali się wobec zimna i ciemności, tylko mieli mniej narzędzi. Różnica polega na tym, że dziś żyjemy w iluzji oderwania od cyklu przyrody. Jesień przypomina nam o tym ciałem – zmęczeniem, chandrami – choć my wciąż udajemy, że nic się nie zmienia.
Czy dziś nie jest jeszcze trudniej, bo sama przyroda zaczyna się gubić? Listopad bywa ciepły jak wrzesień, zimy przychodzą późno albo wcale. Czy zmiany klimatu nie odbierają nam nawet tego naturalnego rytmu, do którego moglibyśmy się dostroić?
Tak, przyroda też zaczyna się gubić – choć raczej to my ją gubimy. Ptaki reagują na te zakłócenia bardzo wyraźnie: gęsi potrafią zimować w Polsce zamiast lecieć dalej, sikory śpiewają w styczniu, a czajki podejmują próbę lęgów zbyt wcześnie i przegrywają z nagłym nawrotem zimy. To znaki, że rytm nie znika, ale się rozchwiewa, traci regularność. Dla ludzi oznacza to jeszcze większe trudności, bo nie mamy już stabilnego wzorca, w który można by się wpisać. Żyjemy więc podwójnym fałszem – udajemy, że nie potrzebujemy cykli przyrody, a gdy one się załamują, tracimy nawet możliwość powrotu do nich
Powinniśmy być jak drzewa – one, jak Pan wspomniał, najlepiej radzą sobie z czterema porami roku. Czy ich sekret tkwi w głęboko zanurzonych korzeniach?
Drzewa mają różne strategie – nie wszystkie zrzucają liście, nie wszystkie trwają zielone przez cały rok. Dąb i buk odkładają energię w korzenie, iglaste zostają w zieleni, a modrzew – paradoksalnie iglaste – postanawia ogołocić się na zimę. Nie ma jednego „sekretu”, jest raczej różnorodność rozwiązań. I to jest pierwsza lekcja dla nas: przyroda radzi sobie nie dzięki jednemu wzorcowi, ale dzięki mnogości strategii. Ptaki – no musze je wpleść – też uczą tego samego. Jedne odlatują, inne zostają, jeszcze inne zmieniają dietę i tryb życia. Różnorodność jest ich tarczą. A my, ludzie, często wybieramy jedną drogę – permanentną aktywność, pracę przez cały rok, udawanie, że nic się nie zmienia. To strategia złudnie wygodna, ale w dłuższej perspektywie zabójcza. Zamiast zakorzenienia mamy oderwanie. Zamiast różnorodności – monotonię cywilizacji, która nie zna odpoczynku. Może więc powinniśmy patrzeć na drzewa i ptaki nie jak na obrazki w kalendarzu, ale jak na mistrzów strategii? One przetrwają, jeśli jeszcze damy im miejsce. My – hmm… niekoniecznie.
Jakie strategie odpoczynku moglibyśmy przejąć od przyrody? A może system, w którym funkcjonujemy, wcale na to nie pozwala?
Przyroda zna wiele strategii odpoczynku: ptaki migrują, by uniknąć zimna i głodu; inne zwierzęta zapadają w letarg albo zmieniają rytm aktywności. Drzewa zwalniają metabolizm, zrzucają liście, albo – jak sosny – trwają zielone, ale na „jałowym biegu”. Różnorodność jest kluczem, a nie jeden wzorzec.
My też moglibyśmy uczyć się takiego rytmu – pozwalać sobie na spowolnienie, na zmianę formy aktywności, na oddech. Problem w tym, że system, w którym żyjemy, nie przewiduje odpoczynku. To ciągłe „musisz”. Ale ten system jest też w naszej głowie. Sam łapię się na tym, że trudno mi zwolnić – choć wiem, że to nielogiczne i sprzeczne z biologią, którą wszak się zajmuję. Patrząc na ptaki czy drzewa, widzę, że odpoczynek nie jest luksusem, tylko warunkiem przetrwania. Bez niego żadna strategia nie działa. My o tym zapomnieliśmy – i płacimy, podkreślmy – bardzo wysoką, cenę.
Czy to znaczy, że żyjemy wbrew własnej biologii?
Poniekąd tak – żyjemy wbrew własnej biologii. Proszę pamiętać, że nasz organizm, nasz rytm dobowy i sezonowy, to efekt adaptacji ewolucyjnych, które kształtowały się przez setki tysięcy lat. Biologia jest z jaskini – reaguje na światło i ciemność, na ciepło i zimno, na obfitość i głód. Nasze instytucje, sposób pracy i edukacji, to twory XIX wieku, a technologia pcha nas w kosmos. Jesteśmy zwyczajnie rozbici. To właśnie ta rozbieżność jest źródłem napięcia. Ptaki nadal wiedzą, kiedy odlecieć, drzewa – kiedy zrzucić liście. A my wciąż udajemy, że możemy oderwać się od ziemi. Owszem, lecimy w kosmos, ale ciało i psychika ciągną nas ku rytmom planety. I to rozdwojenie coraz mocniej daje o sobie znać.





