Zwierzęta, które towarzyszą nam w codziennym życiu, stają się częścią naszej historii. Ich spojrzenia, dotyk, radość i oddanie splatają z nami niewidzialne nici, utkane z chwil pełnych bliskości. Kiedy odchodzą, doświadczamy pustki, ale czy ta więź naprawdę znika? Pamięć i emocje, które w nas zostawiają, sprawiają, że relacja z nimi trwa dalej – choć w innej formie.

 

Nić nie do przecięcia

Ze zwierzętami, z którymi idziemy przez życie, związujemy się bardzo mocno. Ta nić, która łączy nas z nimi tworzona jest przez setki, tysiące pojedynczych włókien. To spojrzenie mruczącego kota, który spogląda na nas, mrużąc lekko oczy; podskoki radosnego psa, wyrażające wdzięczność za nasz powrót z pracy; tęskne szczeknięcie, gdy wychodzimy przez ogrodzenie domu w swoich, odległych sprawach. To dotyk: kiedy kot łasi się o nasze nogi, po czym jak gdyby nigdy nic jego ciało umyka przed naszą, chcącą mu dać trochę swego ciepła dłonią; to jakże miły ucisk psa, który przychodzi z ufnością i kładzie się obok nas na sofie. To zapach: mokrej sierści psa po letnim spacerze w deszczu; tajemniczy zapach poduszki psiej łapki; to woń, jaką roztaczają świeżo poddane higienie przez swoją matkę małe kocięta, i wiele, wiele innych. To oparcie, jakie mamy w trudnych chwilach w zwierzętach, którymi dano nam się opiekować. Tym zaś, co tworzy te zachowane w naszej pamięci włókna, jest obecność. W chwili, gdy zwierzę odchodzi od nas na tamten świat doznajemy wstrząsu. Ta nić znika nam z oczu. Czy jednak całkowicie znika? Dobrze wiemy, że nie. Pamięć pozostaje. Relacja ze zwierzęciem nie kończy się wraz z jego śmiercią. Zmienia tylko swoją formę. I miejsce pobytu jednego z uczestników tej relacji.

Kończąc wstęp chciałem przeprosić czytelników, którzy szli przez życie z innymi zwierzętami niż pies i kot – chciałem dać przykłady z własnego doświadczenia. Te, które moja pamięć wciąż przechowuje. Wiem, że takie same włókna tworzą wasze relacje z myszami, świnkami morskimi, szczurami, papużkami, kanarkami, gołębiami, żółwiami, rybami, kameleonami, pająków. Nawet teraz możecie pomyśleć o tym, jakie przechowujecie w swojej pamięci po nich wrażenia – dźwięki, zapachy, dotknięcia, spojrzenia. Ja, jako chrześcijanin, wierzę gorąco w to, że te zwierzęta nie zapadły się w nicość – ale, że ich istnienie ma inną formę i kiedyś znowu doświadczymy ich obecności. Cudowne jest to, że to doświadczenie będzie pełniejsze i doskonałe, w nowej ziemi i niebie, które obiecał nam nasz Bóg, zakochany w swoim stworzeniu.

Zwierzęta w niebie

Do dzisiaj dla wielu wierzących pytanie „czy moje zwierzę pójdzie do nieba?” jest czymś zakrawającym o bluźnierstwo i herezję. Nie miejsce tutaj na badanie przyczyn takich reakcji – są one złożone, choć prym zdaje się wieść po prostu zwykła, ludzka niewiedza. Jednemu z argumentów przeciwko niebu dla zwierząt warto jednakowoż się przyjrzeć. Mianowicie: twierdzi się, że zwierzęta nie są istotami duchowymi, bo nie mają duszy. Owa dusza zaś jest „biletem do wieczności” – więc zwierzęta, nie mając jej, nigdzie po śmierci nie trafiają. 

Takie rozumowanie jest nieracjonalne choćby z dwóch względów: po pierwsze, zwierzęta mają duszę; po drugie, warunkiem życia wiecznego nie jest coś, co stworzenie posiada samo w sobie, ale relacja ze Stwórcą. Oczywiście dusza zwierzęcia nie jest taka sama jak ludzka, nie jest jej równa i Biblia używa na jej określenie innych słów niż na ludzki byt. Ale zwierzę ma duszę, jest czymś więcej niż tylko materią! Kimś, a nie czymś. A czy druga sprawa – relacja – istnieje między Stwórcą a zwierzętami? Sprawa jest oczywista. Stwarza je i nazywa je dobrymi. Bóg kocha zwierzęta, jak możemy przeczytać choćby w Księdze Mądrości: „Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia (…). Oszczędzasz wszystko Panie, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia!” (Mdr 11,24.26).

Bóg, będący czystym Życiem, nie chce śmierci i jej nie stworzył. W związku z tym można powiedzieć, że każda śmierć dla Boga jest czymś, co wzbudza litość w Jego miłosiernym sercu. To, że towarzyszy On zwierzętom przy umieraniu możemy zaś ujrzeć w Ewangelii, w krótkim, ale bardzo ciekawym zdaniu: o wróblu, „który nie spadnie na ziemię bez Ojca waszego” (tłumaczenie dosłowne, Mt 10,29). Spadający wróbel – a więc w domyśle: umierający – może być tutaj rozumiany jako przedstawiciel wszystkich istot, które są w agonii, które umierają. Bóg jednak, jako miłośnik życia, nie stoi gdzieś daleko w chmurach z założonymi rękoma: nie, On jest przy każdym umierającym. Tak również był przy tym zwierzęciu, które odeszło, być może niedawno, w twojej obecności. 

Śmierć to jednak nie koniec. Chrześcijaństwo jest religią nadziei – nadziei dla wszystkich, ludzi, zwierząt, a także całego kosmosu (nawiasem mówiąc o odkupieniu kosmosu pisali już starożytni Ojcowie Kościoła i wielcy teologowie – nie jest to żadna nowinka). Zwierzęta również w przyszłości zostaną wyzwolone ze świata, który niestety jest pełen cierpienia i zepsucia. Do czego będą wyzwolone? Do nieba, w którym będą zarówno ludzie, jak i zwierzęta, którym towarzyszyliście tutaj, na ziemi. Brzmi heretycko? Zajrzyjmy w takim razie do Nowego Testamentu i Listu do Rzymian świętego Pawła: „Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych (…), również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia.” (Rz 8,19.21-22). Wolność i chwała dzieci Bożych jest w tym miejscu po prostu synonimem nieba. Również papież Franciszek w swej encyklice Laudato si’ pisze o tej sprawie niemal jednoznacznie: „Życie wieczne będzie wspólnym zadziwieniem, gdzie każde stworzenie, świetliście przemienione, zajmie swoje miejsce i będzie miało coś, czym obdarzy ubogich ostatecznie wyzwolonych” (LS 243). Wasze zwierzęta (wasze – w sensie relacji, a nie tego, że byliście jego właścicielem – bo zwierzę należy ostatecznie tylko do Stwórcy) już teraz są w niebie, gdzie świetliście przemienione, zajęły swoje miejsca. Pomyślcie tylko o tym! Wiem, że to wszystko niejako zaćmiewa się, gdy patrzymy na śmierć bliskiej nam istoty. Zasłona śmierci jest dla nas za gruba i to normalne, że nie możemy odczuć od razu radości i nadziei. Ale bądźmy wytrwali. Trzymajmy się kurczowo nadziei, a wtedy życiowe fale będą nad nami przewalać się łagodniej i ciszej. 

Żałoba… i co dalej?

Pomimo całej tej nadziei, którą daje nam wiara, żałoba jest zawsze dramatem, którego nie da się i nie można zbagatelizować. Myślę, że osobie jej dotkniętej zawsze pomoże świadomość, że ten proces jest czymś naturalnym i ma swoje konkretne etapy. Psychologowie wyróżnili ich pięć, a są nimi: zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja i akceptacja. Nie jestem kompetentny w tych kwestiach, ale w Internecie i w literaturze możecie znaleźć dużo pomocnych źródeł. Z doświadczenia wiem, że bolesny stan, w którym człowiek się znajduje, potrzebuje nazwania i zaakceptowania. W ten sposób w pewien sposób utrzymujemy dystans wobec naszych, w tym wypadku bardzo negatywnych, przeżyć psychicznych. Nie pozwalamy im wciągnąć się w niekończący się wir czarnych myśli, ale z drugiej strony nie zaprzeczamy naszemu wewnętrznemu cierpieniu.

Siła tych uczuć z pewnością będzie trudna do zniesienia. Jednak jako świadomi ludzie, którzy chcą nawiązywać relacje – a tego nas nauczyli również nasi zwierzęcy towarzysze – nie powinniśmy zamykać się na budowanie nowych. Siłę emocji, którą wywołała nasza strata, możemy zaprząc do czegoś dobrego. Możemy nawiązać nową relację, związać się z kolejnym stworzeniem będącym w potrzebie – ile jest psów, kotów, oraz innych zwierząt, które czekają na adopcję! Ile z nich czeka właśnie na nas, by zamiast stalowej kraty w schronisku dla zwierząt mieć przed oczyma i pyszczkiem naszą twarz i przyjazną, głaszczącą dłoń! Wiem, co pomyśli teraz wielu z was: mojego ukochanego zwierzaka nic i nikt nie zastąpi. Lub: jest za wcześnie, muszę sobie najpierw jakoś poradzić z tą dramatyczną stratą. I owszem – macie podwójnie rację. Po pierwsze: nikt nie zastąpi waszego zwierzaka, bo każde stworzenie jest absolutnie unikalne i niepowtarzalne. Zwierzę, które możecie adoptować nie zastąpi tamtego. W waszym wypadku pojawi się nowa więź, a w ich wypadku pojawi się pierwszy dom i, być może, pierwsza relacja, w której jest miłość. Po drugie: tak, trzeba sobie poradzić z żałobą. Nie piszę, że powinniście 5 minut po uśpieniu waszej pociechy biec do schroniska po antidotum, by przestać płakać. Nie. Przeżyjcie to, co macie przeżyć w zgodzie z własną duszą, ale nie traćcie nadziei – zawsze można zbudować relację, w której odbijać się będzie Boża miłość. I to jest nasze zadanie.

Oczywiście, nie przymuszam was do adopcji. To zależy od wielu czynników, stanu materialnego, mieszkaniowego i tak dalej. Nie traćcie tylko nadziei. Miłość, którą dawaliście w relacji ze zwierzęciem, które odeszło (nie: znikło!) na drugą stronę, niech nie gaśnie, ale dalej pali się i czyni ten świat choć trochę cieplejszym i przytulniejszym. A z czasem wspomnienia, które teraz rozjątrzają wasze serca i cisną łzy do oczu, będą wam przynosiły ciepło i poczucie wdzięczności, że mogliście żyć z waszym ukochanym pieskiem, kotkiem, myszką, czy innym, zawsze drogim w oczach Stwórcy i waszym, zwierzęciem.

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

1 × 3 =