Ojciec Cordian Szwarc, franciszkanin, proboszcz i miłośnik koszykówki, w święta zaprasza do zatrzymania się i spojrzenia na rzeczywistość z perspektywy harmonii – z naturą, ludźmi i Bogiem. W rozmowie opowiada o ekologii duchowej, uważnym przeżywaniu Adwentu i świątecznym minimalizmie. Z humorem i prostotą wskazuje, jak odnaleźć sens w świecie pełnym pośpiechu i plastiku.

Katarzyna Kamyczek: Boże Narodzenie dzieli ludzi na tych, którzy stają się „nieznośnie sentymentalni”, oraz tych, którzy odczuwają „przerażający smutek”. Obie grupy łączy jedno – wspomnienia, które sięgają przeszłości. Ojcu do której bliżej?

Cordian Szwarc: Myślę, że nie ma potrzeby zamykać się w tych dwóch skrajnościach. Jestem przeciwnikiem wszelkiego polaryzowania, także w kwestiach duchowości. Przecież istnieje cała paleta odcieni między bielą a czernią. To, jak przeżywamy święta, jest w dużej mierze zależne od doświadczeń, z którymi wychodzimy z naszych domów rodzinnych. W tym szczególnym czasie wolałbym jednak zaproponować spojrzenie w przyszłość, skupienie się na oczekiwaniu.

Adwent jest dla mnie jak pokarm – czas przygotowania, wyczekiwania na przyjście Chrystusa. To on nadaje sens samym świętom. Moje Boże Narodzenie zawsze jest wypadkową mojego Adwentu. Często jednak problem tkwi w jakości tego oczekiwania. Jako ludzie współcześni, nie z naszej winy, zatraciliśmy umiejętność głębokiego przeżywania czasu przygotowań. Nie potrafimy stworzyć przestrzeni, którą można prawdziwie nasycić – duchowo, emocjonalnie, relacyjnie. Zanim przyjdą święta, już jesteśmy „nasyceni” – prezentami, nadmiernymi przygotowaniami i atmosferą, którą chcemy jak najgłośniej celebrować.

Czyli święta „na bogato”?

Tak, w społeczeństwie konsumpcyjnym takich okazji mamy bez liku. Większość z nich sprowadza się do tego samego – okazji do nadmiaru. Jakiekolwiek święta są dzisiaj pretekstem do tego, by kupować. Plastikowe dekoracje, znicze, ozdoby – wszystko wygląda tak samo. Ledwo znikną znicze, a już pojawiają się choinki, które wkrótce zostaną zastąpione czerwonymi serduszkami. A tuż za rogiem czekają już zające. Ta konsumpcyjna spirala podszeptuje nam, że więcej oznacza lepiej, że kolejne przedmioty czy wydarzenia wypełnią naszą wewnętrzną pustkę. Ale to złudzenie. Te święta powinny być czasem prawdziwej przemiany – duchowego oczyszczenia, znalezienia miejsca na nowo narodzonego Chrystusa. Bez tego trudno mówić o głębi Bożego Narodzenia.

Jak więc uniknąć tej wszechobecnej komercji?

Ratunek znajdujemy w liturgii. Ona przypomina, na co tak naprawdę czekamy. Oczekiwanie na Boże Narodzenie to nie tylko oczekiwanie na dzień, w którym coś się wydarzy. To czas przygotowania na spotkanie – z Bogiem, z drugim człowiekiem, z samym sobą. To jakość tego spotkania jest kluczowa, a budowanie relacji wymaga procesu.

Wszystko, co trwałe, rodzi się powoli. To nie jest „gotowiec”. Dziś chcemy wszystko mieć natychmiast – wchodzimy do sklepu i kupujemy nawet gotową, ubraną choinkę. Nic nie wymaga cierpliwości, niczego się nie wyczekuje. Tak jak szybko to, co kupujemy, pojawia się w naszym życiu, tak samo szybko znika – bo zaraz kuszeni jesteśmy czymś nowym.

Utraciliśmy umiejętność czekania?

Tak, bo oczekiwanie kojarzy się z cierpliwością, a tego nam dziś brakuje. Wszystko musi być tu i teraz – kliknięcie w telefonie, dostawa tego samego dnia, natychmiastowe rezultaty. A przecież czas oczekiwania jest święty, bo to w nim tkwi przemiana – osobista, duchowa.

Czy to oznacza, że komercja wygrywa z Bogiem?

Pan Bóg sobie z tym wszystkim poradzi. Historia pokazuje, że duchowość potrafi przetrwać najróżniejsze przeciwności. 200 lat temu nie było komercji, a ludzie również mieli swoje słabości, pogubienia, braki. Problem nie leży w tym, że świat się zmienia, ale w tym, jak my na te zmiany odpowiadamy. I tutaj znów wracamy do Adwentu – zamiast gonić, warto się zatrzymać. Bo prawdziwe Boże Narodzenie rodzi się w ciszy i skupieniu.

Wigilia, z postnym jadłospisem, wydaje się bardzo „eko”.

Każdy ma taką Wigilię, jaką sam sobie przygotuje. Roztrząsanie, czy coś jest „eko” czy nie, może wydawać się przesadzone – łatwo o zawrót głowy. Sam napis „eko” na etykiecie produktu nie gwarantuje, że naprawdę taki jest. Wszyscy to wiemy, a mimo to wciąż kupujemy. Często nie dopuszczamy do siebie myśli, że to, co trafia do przestrzeni publicznej, może być nieprawdą. W naszej tradycji Wigilia zawsze była jarska, oparta na prostych składnikach – co samo w sobie wskazuje, że była zdrowa i ekologiczna.

Przejdźmy do choinek. Coraz częściej widzimy piękne drzewka wyrzucone pod śmietnik już 27 grudnia. Może lepsza byłaby choinka w doniczce, którą po świętach można posadzić?

 (Ojciec ciężko wzdycha) To trudny temat. Wydawałoby się, że choinka w doniczce to dobre rozwiązanie, ale nie zawsze tak jest. Jeśli drzewko zostało wykopane przed świętami i włożone do pojemnika, jego system korzeniowy może być uszkodzony i nie przyjmie się w glebie. Z drugiej strony, sztuczna choinka też nie jest idealna – to plastik, który kiedyś stanie się odpadem.

Czyli co? Najbardziej ekologicznie byłoby nie mieć choinki w ogóle? Ale wtedy odbieramy sobie coś z ducha świąt.

Święta to czas, kiedy warto przypomnieć sobie, że ekologia to też troska o relacje – z Bogiem, z innymi ludźmi, z naturą. Zróbmy, co możemy, ale nie pozwólmy, żeby ekologia stała się kolejnym powodem do osądzania siebie nawzajem.

Laudato si to „pieśń słoneczna” – dobra relacja Franciszka ze środowiskiem, stworzeniami. Nic tylko się inspirować.

Pieśń słoneczna zaczyna się tak:

Najwyższy, wszechmocny i dobry Panie,
Twoje są uwielbienie, chwała, cześć i wszelkie błogosławieństwo.

Tylko Tobie, o Najwyższy, one przynależą,
I żaden śmiertelnik nie jest godzien wymieniać Twojego imienia.

Święty Franciszek jest mistrzem wielbienia. Nie ma większego niż On. Zachwyca się wszelkim stworzeniem, ponieważ zostało stworzone przez Ojca. To jest klucz do spojrzenia na świat. Jego relacja z Ojcem, spojrzenie na braci. Dostrzeżenie, że cały stworzony świat jest darem dla nas wszystkich.

Zerknijmy na ostatnią zwrotkę pieśni:

Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę naszą Śmierć cielesną,
przed którą nikt z żyjących ujść nie może:
biada umierającym w grzechu ciężkim;

błogosławieni, których zastaniesz, pełniących Twą najświętszą wolę,
śmierć druga nie uczyni im żadnej szkody.

Chwalcie i błogosławcie mojego Pana i dzięki mu składajcie,
służcie mu w wielkiej pokorze.

To są bardzo ciekawe słowa św. Franciszka. Jest człowiekiem, który zaczynał od wielbienia wszystkiego, co żyje – wszelkie stworzenia nazywał braćmi i siostrami. Dochodzi do końca… siebie i stwierdzenia, że to wszystko jest przemijające. Cała rzeczywistość, którą nazywamy po swojemu lepiej lub gorzej – kiedyś się skończy. Św. Franciszek zachęca do namysłu nad istotą, wartością. To może  być dla nas trudne, nawet nieosiągalne, bo żyjemy tak szybko. Ilość zadań jaka jest stawiana przed nami jest tak duża, wieloraka, że jesteśmy zmęczeni.

Nie chce nam się przeprowadzić jakiegoś zadanie od początku do końca. Może nawet nie to, że się nie chce, ale nasze organizmy nie ewaluowały na tyle, żeby sobie z tym pędem poradzić. Przychodzą z pomocą, by nas podratować, podciągnąć – aplikacje, planery, szkolenia, motywacje, promocje, ale nie dajemy rady.

Mówi ojciec o kondycji współczesnego człowieka. Ratunkiem jest natura, którą paradoksalnie też woła o pomoc. Co może nas uratować?

Poszukiwanie kontaktu z przyrodą i momentów wyciszenia, na przykład podczas rekolekcji, odgrywa ważną rolę w moim życiu. Kiedy tylko znajdę czas, wybieram się na spacer – to niezawodny sposób na uspokojenie myśli. Zieleń, drzewa i bliskość natury mają w sobie coś niezwykle kojącego. Nawet gdy w głowie kłębi się wiele spraw, las i natura potrafią przywrócić równowagę.

Jeśli nie mam możliwości wyjścia do lasu, równie cennym rozwiązaniem jest spacer po nieużytkach – miejscach, które umknęły uwadze deweloperów. Te dzikie zakątki z ich bujną, nieokiełznaną roślinnością potrafią zaskoczyć swoim urokiem i stanowią świetną alternatywę dla obcowania z naturą.

Co to znaczy być eko w sferze duchowej?

Duchowość można porównać do ekologii – pozwala człowiekowi lepiej poznać samego siebie i swoje prawdziwe potrzeby. Głębokie zrozumienie własnych pragnień prowadzi do ich świadomego zaspokajania, uwalniając jednocześnie od pogoni za tym, co sztucznie wykreowane przez innych. Współczesny świat często generuje w nas pragnienia, które mają służyć zaspokojeniu cudzych interesów – zwykle tych, którzy sprzedają to, czego „potrzebujemy”. Im lepiej znam siebie, tym bardziej staję się wolny w swoich wyborach.

Autentyczność, potrzeba bycia sobą, stanowi wyzwanie dla dzisiejszego świata opartego na komercji. Zagubiony, samotny człowiek jest idealnym celem dla machiny konsumpcyjnej – łatwo nim manipulować. Dlatego bycie w zgodzie z własnym „ja” to akt odwagi i niezależności.

Co ojciec chciałby dostać na święta?

Cztery ładne, białe ornaty. Tylko kto mi je podaruje…. Może Drzewo Franciszka (ojciec śmieje się).

o. Cordian Szwarc:  koordynator Krajowy Wspólnot Działania Laudato si, proboszcz parafii Chrystusa Króla na olsztyńskim Zatorzu. Prowadzi warsztaty, integruje lokalną społeczność i zaprasza do uważniejszego życia. Brat Cordian ma świetne poczucie humoru, czyta encykliki Papieża Franciszka i próbuje ponieść ich przesłanie dalej. Mówi o sobie franciszkanin zwykłych, a czasem dodaje “koszykarz”.

Katarzyna Kamyczek
Dziennikarka, blogerka i miłośniczka ekologii, która z pasją opowiada o ochronie środowiska, zrównoważonym rozwoju i ludziach z wyjątkowymi historiami. Od 2018 roku prowadzi bloga pn. oludziach.com, gdzie pisze o osobach - pasjonatach, łącząc swoje zainteresowania z tematyką natury, duchowości i kultury. Wielbicielka jamników i ich przyjaciół w stylu „paróweczka na czterech nóżkach”. Pewna, że zwierzęta mają duszę – „jasne, jak słońce”.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!