Czy smutek może być inspiracją do działania? Czy optymizm w ekologii to naiwność? Jak „szare emocje” – by nie pisać o złych – mogą wpływać na pozytywne działanie?

Smutki zazwyczaj są związane z innym człowiekiem i z tym, co kto komu zrobi, co powie. Tak samo z emocjami. Przecież natura u wrażliwych wywołuje tylko dobre emocje, a te złe, smutne są efektem jej niszczenia, co też zresztą jest efektem działania człowieka, prawda?

Optymizm w ekologii to nie naiwność. To wybór. To moja własna decyzja, by dostrzegać „plusy dodatnie” tam, gdzie inni widzą tylko straty. To może nawet odwaga, by mówić o wierze w dobre rozwiązania i w dobre scenariusze – nawet wtedy, gdy wokół króluje cynizm. I to nie dlatego, że jesteśmy ślepi na realia, ale dlatego, że chcemy być ich pozytywną odpowiedzią. Bo czasem największym aktem oporu wobec złości świata, jest wytrwałość tych, którzy mówią: „nie wszystko stracone, walczymy dalej”.

Może jest tak, że na pierwszy rzut oka optymizm w czasach różnych kryzysów środowiskowych, społecznych nierówności i niepewności jutra może wydawać się nie na miejscu – właśnie jako postawa głupawa. No bo przecież jak można się uśmiechać, gdy „świat biegnie ku przepaści”? Jak można mieć nadzieję, gdy kolejne dane mówią o przekroczonych normach i granicach?

A jednak są tacy, którzy potrafią. I to oni pchają świat do przodu, ku nadziei. To ludzie, którzy sadzą drzewa w miejscach wysuszonych przez słońce; to kobiety, które walczą o rzeki i lasy, wierząc, że ich dzieci zobaczą je jeszcze żywe; to młodzi ludzie, którzy – zamiast tonąć w apatii – budują wspólnoty, uczą się tradycji albo po prostu piszą wiersze i piosenki – też o nadziei.

Miałem okazję niedawno oglądać film dokumentalny „Yintah” – o walce społeczności Wet’suwet’en z Kolumbii Brytyjskiej przeciwko kanadyjskiemu koncernowi gazowemu, który siłowo parł do przeprowadzenia przez indiańskie tereny gazociągów bez zgody tych tradycyjnych społeczności.

Jest wiele symbolicznych momentów w tym obrazie, ale jeden zapadł mi głęboko w pamięć: gdy z ekranu pada refleksja, że Wet’suwet’en walczą o swoją przyszłość, przyszłość swoich dzieci i swoich tradycji, mimo że wiedzą jak to się skończy; że ostatecznie koncern i tak ostatecznie gazociąg zbuduje.

Ale ani przez chwilę ze swoich starań nie rezygnują. Bo na każdym kroku, każdego dnia wierzą, że się uda, bo mają rację i mają prawo do swobodnego życia.

Film pokazał, że optymizm nie oznacza ignorancji i niezauważania problemów, że oznacza gotowość do działania mimo strachu. I wbrew zwątpieniu. Jak to ktoś powiedział: to coś głębszego niż „myślenie pozytywne”, to raczej „tak” wykrzyczane dla życia.

„Realiści” powiedzieliby o naiwności, o tym, że za późno i takie tam. Takie słowa za każdym razem są poważnym obciążeniem dla tych, którzy działają w poczuciu troski o lepsze jutro, właśnie z przekonaniem, że „tak trzeba”. Bo prawda jest taka, że każda sprawa, która zmieniła się na lepsze, zmieniła się dlatego, że ktoś był na tyle uparty, by nie przestać wierzyć, że to możliwe.

Zakonnicy modlą się o trwałość świata. Na całym świecie w klasztorach codziennie rozlegają się modły o dobrą przyszłość. Czipewejki znad amerykańskich Wielkich Jezior chodzą w modlitewnych pielgrzymkach z wodą (Water Walk) modląc się o zachowanie zasobów czystej wody. Jedne, drudzy i trzeci wspólnie uważają, że gdyby tych modłów zabrakło, świat może by się rozpadł. I robią to naprzeciw złu, zwątpieniu i w kontrze do tych, którzy narzekają i krytykują.

Ile razy usłyszeliście słowa krytyki, że „to się nie uda”, że „za późno”, że „za wolno”? A gdy przecie do przodu pojawiają się słowa brutalniejsze. Ile razy o sobie usłyszeliście, że zajmujecie się „głupotami”, a ile razy, że nie nadaje się „nawet do tego”? Takie słowa bolą jak uderzenie bicza i jak nakłuta rana.

Jednak parcie ku nadziei to też forma samoobrony; wychodzenie na prostą zaczyna się od powiedzenia sobie: „jestem ważny, umiem to, moje działanie ma sens”. Mimo wielu i mimo wszystko.  Bo jeśli coś ma nas dzisiaj uratować – jako ludzkość – to właśnie taka wrażliwość, która nie dopuszcza do siebie rezygnacji i przywraca równowagę.

Tak więc wszystkim, którym ostatnio jest smutno, bo usłyszeli niesprawiedliwe słowa o sobie i o swoim zaangażowaniu mam do przekazania, że każdy z nich robi wielkie rzeczy, że każdy jest ambasadorem nadziei, że każde z was jest światełkiem – nawet malutkim – którego nie wolno zgasić.

Bo ekologia potrzebuje nadziei, piękna, światła, radości i myślenia o jutrze – nawet ponad innymi lub wbrew innym.

 

 

fot. Liana S / unsplash.com

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

dziesięć + 11 =