Żyjemy w czasach, gdy w mediach królują piękni, młodzi i „bezczelnie pewni”. Zabrzmiało, jak głos zrzędliwego starucha, nie? Spokojnie… Nie mam problemu z pięknymi i młodymi, nie mam problemów z pewnymi siebie. Mój problem zaczyna się w innym miejscu.

Żyjemy w czasach poglądów wygłaszanych z niezwykłą pewnością, poglądów wyrażanych twardo bez cienia wątpliwości… I nie byłoby w tym nic złego, gdyby były to poglądy wygłaszane zgodnie z faktami. Jednocześnie mamy do czynienia z bardzo wielu wypadkach z opiniami bardzo luźno nawiązującymi do sedna problemu – przemykających płytko po powierzchni – nawet czasami bez oparcia w faktach… W takich wypadkach liczy się to, by było kolorowo, szybko i atrakcyjnie podane. O fakty niech martwią się inni.

Z jednej strony mamy do czynienia z takimi “lekkimi poglądami”, z drugiej wielokrotnie z “ciężkimi poglądami” prezentowanymi przez znakomitych naukowców, ale bez iskry popularyzatorskiej. O katastrofę bardzo trudno. W ochronie środowiska widać to szczególnie mocno.

To z jednej problem poglądów kłamliwych, wprost finansowanych przez szkodliwy dla środowiska biznes; z drugiej zaś – i muszę to przyznać z przykrością – jest to czasami problem poglądów nie tyle kłamliwych, co naciąganych, wygłaszanych przez “moją ekologiczną stronę”. 

Przykłady? Nie, nie będzie przykładów, bo każdy z czytelników, czy to ekolodzy, czy antagoniści ochrony środowiska skupiliby całą swoją energię, by wyjaśniać, że ich przykład nie jest tym, o którym myślę. Bardziej chodzi mi o to, by każdy z nas, choć przez chwilę zastanowił się czy to, co mówi ma solidną podstawę merytoryczną, czy jest raczej wynikiem powtarzalnych ogólników…

Do bylejakości przyzwyczaili nas niektórzy politycy, ale nie znaczy to, że mamy “iść tą drogą”, parafrazując klasyka. 

W ochronie środowiska, zrównoważonym rozwoju, przy zmianach klimatu wiarygodność jest niezwykle ważna – wiarygodność danych, konkluzji i osób je prezentujących. Jawni szkodnicy i antyśrodowiskowe lobby bardzo dbają o to, by głos rozsądku w ekologii brzmiał koślawo, świecił światłem odbitym w krzywych lustrach. 

Ja to widzę tak: ekolodzy nie muszą naginać faktów, by pokazywać faktyczną skalę zagrożeń środowiska, ale to biznes musi dobrze się namęczyć, by udowodnić, że jego cele rozwojowe nie dewastują przyrody i nie zagrażają klimatowi – a więc czynnikom życia człowieka. W takim układzie warto więc być “tylko” merytorycznym, bez zbędnego eskalowania słów. 

I jeśli – nawiążę do początku – ci “piękni, młodzi i pewni siebie” mogą być atrakcyjnym zaproszeniem do zainteresowania się jakimś problemem, to musi temu towarzyszyć – w dalszej kolejności – wiarygodny przekaz. Nawet taki, gdy zdarzy się czasami powiedzieć “nie wiem”. Przecież to żaden wstyd. Napiszę o tym za tydzień.

 

 

 

fot. Lukáš Gejdoš

 

Krzysztof Mączkowski
Analityk ochrony środowiska (ochrona wód, zarządzanie środowiskiem, adaptacja do zmian klimatu, bioróżnorodność), publicysta i popularyzator ochrony środowiska, edukator kulturowy i środowiskowy, koordynator krajowy Programu Drzewo Franciszka, redaktor naczelny portalu DrzewoFranciszka.pl i sekretarz redakcji Magazynu Drzewo Franciszka. Doradca ds projektów rozwojowych i wykładowca Uniwersytetu WSB Merito, współzałożyciel Biegu Na Rzecz Ziemi, badacz relacji natura-kultura i zagadnień ekologii integralnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

siedem + 4 =