Dyskusja wokół Jana Pawła II nigdy nie była łatwa. Zawsze wywoływała emocje wokół „polskości” jego pontyfikatu, wokół zachowania jego najbliższego otoczenia, wokół sensu pielgrzymowania po całym świecie, wokół katolicyzmu otwartego-zamkniętego.

Czym dalej od jego odejścia, tym mniej go pamiętamy – no, może poza datami rozpoczęcia pontyfikatu (dziś mija kolejna rocznica) i jego śmierci – a jego powszechny obraz zamyka się nam w prostych, nieskomplikowanych obrazkach i słowach, najczęściej o kremówkach lub o odnowieniu oblicza ziemi – koniecznie „tej ziemi”. Te ostatnie stały się nawet elementem jakieś publicznej kampanii billboardowej, w której o tych słowach przypomniano. I co? I nic.

Owszem, wrażenie robią filmowe urywki z jego pielgrzymek do Polski, te ujęcia wielusettysięcznych tłumów, wzrusza przypominanie jego przyjaznych gestów wykonywanych wobec chorych lub dzieci. A każdy, kto go spotkał osobiście rozpływa się na temat niezwykłej atmosfery, jaką roztaczał podczas takich spotkań i audiencji.

W pierwszych porywach wzruszenia po jego odejściu zaczęły jak grzyby po deszczu powstawać po Polsce jego pomniki – jedne piękne, inne koszmarne, że aż dziw, że ktoś dla takich karykatur wydał zgodę, w miastach pojawiły się ulice i aleje Jana Pawła II, powstały szkoły jego imienia, zaczęto kreować pojęcie „pokolenia JP2”.

Ale, gdyby zapytać dyrektorów szkół im. Jana Pawła II, inicjatorów nazywania ulic imieniem papieża, twórców pomników i „pomników” o to, co w nauczaniu papieża Wojtyły zasługuje na szczególne zainteresowanie, w wielu wypadkach zapadłaby cisza.

Czynię ten przydługi – i pewnie nieco złośliwy – wstęp po to, by przejść do głównej myśli: największym problemem Polaków i ich powierzchownej miłości do Jana Pawła II jest to, że papieża słyszeliśmy, ale nie słuchaliśmy. Nie znamy głównych tez jego pontyfikatu, ślady jego nauczania w Polsce z roku na rok zacierają się.

Nie ustawiam się w roli jego obrońcy i znawcy jego nauczania, ale wiem, że był zdecydowanym propagatorem ekologii integralnej, szacunku do Ziemi, piewcą dzieła stworzenia i szacunku do przyrody w całkiem przyziemnym znaczeniu – ochrony jej zasobów i wartości. Owszem, najbardziej kojarzonym „zielonym papieżem” jest Franciszek, ale nie jest on pierwszy, ba, śmiem twierdzić, że wiele w swoim nauczaniu bierze właśnie z nauczania Jana Pawła II.

Piszę o tym nie dlatego, że mam „polski kompleks” i na siłę próbuję ocenić niżej następców Wojtyły, ale dlatego, by przypomnieć jego zwolennikom o wartości jego nauczania w tej dziedzinie. Swe słowa kieruję do tych, którzy uznają się za chrześcijan, ale jednocześnie uznają, że ekologia to jakieś pogaństwo i lewactwo.

Przykład pierwszy z brzegu: we Franciszkowej adhortacji amazońskiej pojawia się pojęcie „grzechu ekologicznego”, które przez „prawdziwych chrześcijan” zostało uznane za pogańskie obrazoburstwo i skrytykowane na wszelkie sposoby. Dla wielu był to „kolejny” dowód na to, że Franciszek to jakieś dziwadło na Piotrowej Stolicy, którego panowanie należy jak najszybciej ukrócić.

Wielu krytyków pojęcia i idei „grzechu ekologicznego” milknie zakłopotanych na wieść, że pierwszym, który o tym mówił, był właśnie Jan Paweł II. Pisze o tym wyraźnie ks. Jarosław Babiński z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie w artykule „Kwestia ekologiczna” w nauczaniu Jana Pawła II (Studia Gdańskie, tom XXX,  „Struktury grzechu”, w rozumieniu papieża, to dostrzegalne w życiu człowieka widzialne formy grzechu społecznego, mającego swój fundament w osobistych grzechach konkretnych ludzi. Grzech ekologiczny ma więc swoje odbicie we wszystkich sferach ludzkiego życia, zwłaszcza w kulturze bycia, obyczajach, wychowaniu. Zawsze jest negowaniem ustanowionego przez Stwórcę porządku i obróceniem się człowieka przeciwko stworzeniu: „ponieważ przez grzech człowiek odmawia podporządkowania się Bogu, zburzeniu ulega również jego wewnętrzna równowaga, w jego wnętrzu wybuchają sprzeczności i konflikty. Zraniony w ten sposób człowiek niejako nieuchronnie narusza tkankę łączącą go z innymi ludźmi i światem stworzonym”. I powołuje się na zapisy Reconciliatio et penitentia (w: Adhortacje apostolskie Ojca Świętego Jana Pawła II, Kraków 1996, nr 15).

Cała ekologia integralna w wydaniu Jana Pawła II to jedno wielkie zapomniane dziedzictwo polskiego papieża. Wzruszamy się widokiem mszy odprawianych przez niego nad odwróconym do góry dnem kajaka, widokiem papieża spoglądającego w głębię polskich Tatr, widokiem skupionego na modlitwie nad rzeką… Ale ile przy tych zachwytach i obrazkach jest „ekologicznego nauczania” papieża? W miejscach, gdzie papież za młodu uczestniczył w spływach kajakowych pojawiają się wyryte informacje w rodzaju „tu był papież”, ale czy pojawia się jakikolwiek cytat z jego nauczania szacunku do Ziemi?

A jest tego niemało.

Specjalnie nie przesadzę, jeśli powiem, że właśnie Jan Paweł II był pierwszym papieżem, który bardzo wyraźnie zaakcentował sprawy ekologii w swym nauczaniu. Już w Redemptor hominis z 1979 r. pisał: … stan zagrożenia człowieka ze strony wytworów samego człowieka ma różne kierunki i różne stopnie nasilenia. Zdaje się, że jesteśmy coraz bardziej świadomi, iż eksploatacja Ziemi, planety, na której żyjemy, domaga się jakiegoś racjonalnego i uczciwego planowania.

Później, w encyklice Solicitudo rei socialis (1987) możemy przeczytać, że Moralny charakter rozwoju nie może także pomijać milczeniem poszanowania bytów tworzących widzialną naturę, którą Grecy, czyniąc aluzję właśnie do porządku, jaki ją wyróżnia, nazywali „kosmosem”. Ta rzeczywistość wymaga także poszanowania z trzech względów, nad którymi warto się poważnie zastanowić. Pierwszy wzgląd polega na konieczności lepszego uświadomienia sobie, że nie można bezkarnie używać różnego rodzaju bytów, żyjących czy nieożywionych — składników naturalnych, roślin, zwierząt — w sposób dowolny, jedynie według własnych potrzeb gospodarczych. Przeciwnie, należy brać pod uwagę naturę każdego bytu oraz ich wzajemne powiązanie w uporządkowany system, którym właśnie jest kosmos. Drugi wzgląd natomiast opiera się na fakcie, poniekąd bardziej jeszcze niepokojącym, ograniczenia zasobów naturalnych, z których część — jak się zwykło mówić — nie odnawia się. Używanie ich tak, jakby były niewyczerpalne, z nieograniczoną władzą, naraża na poważne niebezpieczeństwo możliwość korzystania z nich nie tylko przez obecne pokolenie, ale przede wszystkim przez przyszłe generacje. Trzeci wzgląd odnosi się bezpośrednio do skutków pewnego typu rozwoju dla jakości życia w strefach uprzemysłowionych. Wiemy, że skutkiem bezpośrednim czy pośrednim uprzemysłowienia jest coraz częściej zatrucie środowiska, niosące poważne konsekwencje dla zdrowia ludności

Z kolei w Orędziu na XXIII Światowy Dzień Pokoju 1 stycznia 1990 r. – i to na samym początku! – pisał: …zagrożeniem dla pokoju na świecie jest nie tylko wyścig zbrojeń, lokalne konflikty zbrojne i różne formy niesprawiedliwości społecznej, wciąż obecne w życiu ludów i narodów, ale także brak należytego szacunku dla przyrody, chaotyczna eksploatacja bogactw naturalnych i stopniowe pogarszanie się jakości życia.

I dalej pisze: W świetle tych sformułowań biblijnych jawi się w całej pełni zależność między działaniem człowieka a integralną naturą stworzenia. Sprzeciwiając się planom Boga Stwórcy, człowiek wprowadza nieporządek, który niechybnie odbija się na reszcie stworzenia. Gdy człowiek nie żyje w pokoju z Bogiem, nie ma pokoju na ziemi: Dlatego kraj jest okryty żałobą i więdną wszyscy jego mieszkańcy, zarówno zwierz polny, jak ptactwo powietrzne, a nawet ryby morskie marnieją (Oz 4,3).

To „cierpienie” ziemi jest odczuwane także przez ludzi, którzy nie dzielą z nami wiary w Boga. Wszyscy bowiem mogą oglądać spustoszenie spowodowane w świecie przyrody przez ludzi obojętnych na wyraźne zasady owego porządku i harmonii, jakie w tym świecie się kryją.

Nie zostawia nam papież złudzeń co do swoich intencji i swego postrzegania w sprawach ekologii, gdy pisze: Pewne elementy aktualnego kryzysu ekologicznego świadczą o tym, iż jest on problemem moralnym.

Coś na rodzaj: wierzysz – chroń.

Papież pisze też: Najgłębszą i najpoważniejszą implikacją moralną kwestii ekologicznej jest brak szacunku dla życia, który charakteryzuje wiele zachowań sprzecznych z zasadami ochrony środowiska. Zdarza się często, że potrzeby produkcji przeważają nad godnością pracownika, a interesy ekonomiczne biorą górę nad dobrem jednostek czy nawet całych społeczności. W takich wypadkach zanieczyszczenie lub zniszczenia powodowane w środowisku są skutkiem ograniczonego i wynaturzonego światopoglądu, który wiąże się czasem z prawdziwą pogardą dla człowieka.

Papież wyraźnie pisze, że trzeba te sprawy – ekologii – rozważać w kontekście dobra człowieka, że niekontrolowana eksploatacja zasobów naturalnych, nawet gdy jest dokonywana jako przejaw – a jakże! – postępu i dobrobytu, nie przynosi ludzkości żadnego pożytku.

Podczas pielgrzymek do Polski wołał: Woda, powietrze, ziemia, las, zwierzęta, rośliny zostały stworzone przez Boga i zasługują na szacunek (1993) lub: Wydaje się, że to, co najbardziej zagraża stworzeniu i człowiekowi, to brak poszanowania dla praw natury i zanik poczucia wartości życia… (1999).

Ale przecież to przesłanie było wygłaszane do wielu i w wielu miejscach. Do młodzieży w Denver w 1993 r. mówił z kolei, że aby mieć życie i mieć je w obfitości, aby przywrócić pierwotną harmonię stworzenia, musimy szanować Boży obraz w każdym stworzeniu… W dokumencie kierowanym do Kościołów Ameryk pisał: Stwórca powierza troskę o ziemię (por. Rdz 2,15). Dla każdej osoby wynikają stąd konkretne obowiązki związane z ekologią. Dla ich wypełnienia konieczne jest otwarcie się na perspektywę duchową i etyczną, która może przezwyciężyć „egoistyczne postawy i style życia, prowadzące do wyczerpania zasobów natury (posynodalna adhortacja apostolska Ecclesia in America, 1999).

Również w „słynnej” encyklice Centesimus annus (1991) pisze wyraźnie: Obok problemu konsumizmu budzi niepokój ściśle z nią związana kwestia ekologiczna. Człowiek, opanowany pragnieniem posiadania i używania, bardziej aniżeli bycia i wzrastania, zużywa w nadmiarze i w sposób nie uporządkowany zasoby ziemi, narażając przez to także własne życie. U korzeni bezmyślnego niszczenia środowiska naturalnego tkwi błąd antropologiczny, niestety rozpowszechniony w naszych czasach […] Człowiek mniema, że samowolnie może rozporządzać ziemią, podporządkowując ją bezwzględnie własnej woli, tak jakby nie miała ona własnego kształtu i wcześniejszego, wyznaczonego jej przez Boga, przeznaczenia, które człowiek, owszem, może rozwijać, lecz któremu nie może się sprzeniewierzać. Zamiast pełnić rolę współpracownika Boga w dziele stworzenia, człowiek zajmuje Jego miejsce i w końcu prowokuje bunt natury, raczej przez niego tyranizowanej, niż rządzonej.

Nie mam wątpliwości co do intencji papieża, który wezwanie do ochrony Ziemi, zasobów przyrody zawiera w wielu swych modlitwach, przemówieniach, dokumentach. Nie mam wątpliwości co do jego autentycznej troski o przyszłość Ziemi, skoro sam tak bardzo upodobał sobie „polskie góry”, rzeki i jeziora.

Papież widział w tym wszystkim ślad stworzenia i boży dar dla ludzi i nigdy nie mógł pogodzić się z ich bezmyślnym niszczeniem. Uznana polska naukowczyni, Joanna Pociask-Karteczka – hydrolożka, geograf, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego – wrażliwa również na sprawy kultury, literatury – w swoim artykule pt. Przyroda w nauczaniu Jana Pawła II (materiały z XV Seminarium Sacrum i przyroda, Kraków, 2007) wymienia papieskich cytatów bez liku, ale jeden spodobał mi się szczególnie – modlitwa niedzielna w Santo Stefano di Cadore (11 VII 1993): Jest to szczególny znak czasu, że właśnie w naszej epoce zrodził się – jako reakcja na niebezpieczeństwo „zagłady środowiska” – wielki ruch kulturowy, mający na celu ochronę i rewaloryzację środowiska naturalnego. Na tę potrzebę należy uwrażliwić zwłaszcza ludzi młodych. Roztropne korzystanie z natury trzeba uznać za istotny element ich wychowania. Kto chce naprawdę odnaleźć samego siebie, musi nauczyć się obcować z przyrodą, bo oczarowanie jej pięknem wprowadza bezpośrednio w ciszę kontemplacji. Różnorodność stworzenia pozwala wytyczyć wiele fascynujących dróg, na których dusza wrażliwa i wierząca bez trudu odnajduje echo owego tajemniczego i najdoskonalszego piękna, którym jest sam Bóg, źródło istnienia wszelkiej rzeczywistości.

Jest tego znacznie, znacznie więcej!

Jan Paweł II w swym ekologicznym nauczaniu był wiarygodny – jeździł po całym świecie, widział wiele zła jakie Ziemi czyni ludzka chciwość i niesprawiedliwość. I nie umiem się pogodzić z wieloletnim zaniedbaniem polskiego Kościoła w sferze „ekologicznego nauczania”, nie umiem się pogodzić z tym, że ciągle jeszcze z jego wnętrza płyną ostrzeżenia „ekologiźmie” jako czymś fatalnym, fatalnie kształtując w ten sposób myślenie znacznej części polskiego społeczeństwa. Przecież, gdyby wymazać z dokumentów Kościoła wszystkie te „ekologiczne” fragmenty, powstałoby wiele dziur pokaźnych rozmiarów.

Należałem do tych, którzy „płakali po papieżu”, w dniu jego śmierci byłem niesamowicie przejęty i dobity, bo wiedziałem, że kończy się pewna epoka, która zaczynała się, gdy byłem małym chłopcem. Wiedząc jednak, że zostawia pokaźny dorobek „myśli ekologicznej” i słysząc gorliwe zapewnienia polskich katolików, że będą nieśli dziedzictwo „Papieża Polaka”, byłem spokojny o przyszłość. Okazało się, że byłem w błędzie. Papieża pochowano, wypłakano wszystkie łzy i zapomniano.

Świat staje się coraz trudniejszy, brutalniejszy i bardziej skomplikowany. Potrzeba w nim wyraźnych wzorców i przewodników. Dla katolików w Polsce, jak słyszę, wielkim przewodnikiem jest nadal Jan Paweł II. Może więc to czas, by przypomnieć sobie, co ma nam do powiedzenia w sprawie ochrony życia na Ziemi? Tym bardziej, że wielu z nich woli nie pamiętać co „papież nasz kochany” myśli o ekologii, a skupia się na straszeniu jakimś dziwnym ekologizmem…

 

 

 

 

fot. Uladzislau Petrushkevich

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

jeden + 16 =