Wielką przyjemnością było organizować dwa jesienne festiwale w Wielkopolsce – tradycyjne już o tej porze roku: Festiwal Ekologii Integralnej – Tydzień Św. Franciszka oraz Festiwal Culture4Climate.
Oba, choć różne, odwołują się do podobnego wątku: kontaktu człowieka z naturą, poszukiwań nieoczywistych związków między kulturą a naturą (cieszę się, he, he, że moje „nieoczywiste związki” weszły do kanonu wielkopolskich ekologów integralnych), odnajdywania wrażliwości, czułości i uważności w ziemskiej wędrówce.
Festiwal Ekologii Integralnej to tygodniowy (między 4 a 10 października) cykl różnych wydarzeń skupionych wokół muzyki, literatury, nastawionych na spotkania wokół idei ekologii integralnej; festiwal Culture4Climate buduje swój przekaz wokół filmu wychodząc w stronę literatury, teatru i muzyki. Ktoś kto miał szansę być na obu, miał okazję przeżyć całe spektrum wrażeń i doznań. W przypadku Festiwalu Ekologii Integralnej – od wspaniałego koncertu delikatnej i wrażliwej Julii Pietruchy, przez warsztaty miodowe w poznańskiej Akademii Lubrańskiego, pokaz kilkusetletnich ksiąg o niebie i familijne warsztaty w Bibliotece Raczyńskich po mocnego Mesjasza w wykonaniu orkiestry Accademia dell’Arcadia i Poznańskiego Chóru Chłopięcego. Jeśli zaś chodzi o Culture4Climate – od przygnębiającego obrazu Można panikować, przez Smog Wars po magiczne Always Will Be There i Bad River, przez spektakl teatralny i pokazy filmowe dla dzieci, po spotkania z egzotycznym z europejskiej perspektywy gościem z kanadyjskiego Jukonu, Dennisem Shorty i koncert duetu Dena Zagi z tubylczej społeczności Kaska Dena.
Julia Pietrucha | fot. Piotr Łysakowski | www.piotrlysakowski.pl
Wypisywanie dość szczegółowo tego, co działo się w obu festiwalach jest z jednej strony przywołaniem miłych wspomnień, ale i zaproszeniem do wejrzenia w te „nieoczywiste związki” w jakie kultura i natura wchodzą w wielu wymiarach. Jesienne festiwale, choć z racji pory roku, zazwyczaj odbywają się w pomieszczeniach zamkniętych, kościołach, aulach koncertowych, salach kultury, bibliotekach, ale poprzez obraz, słowo i muzykę nie odchodzą daleko od natury, a wręcz do kontaktów z naturą zachęcają.
Przecież każdy wychodząc z pokazu, kina, koncertu czy warsztatów może uważniej spojrzeć na drogę, którą podąża, wśród drzew, nad rzeką, parkiem; może spojrzeć w niebo i ujrzeć lecące gęsi albo – nocą – na rozgwieżdżone niebo. Za każdym razem wydarzenie festiwalowe może mieć swą kontynuację w naszych prywatnych wymiarach, jeśli tylko zechcemy, jeśli tylko umiemy uszanować piękno przyrody, a w konsekwencji ją chronić. Impuls do zainteresowania się przyrodą może narodzić się w najmniej spodziewanym momencie!
Dena Zagi | Kanada | fot. Archbould Photopgraphy
W tych samych dniach, jakby obuchem, uderzyła mnie informacja, że w jednej z krakowskich stacji radiowych ludzi zastąpiła AI, sztuczna inteligencja, że dziennikarze zostali zwolnieni, a za program odpowiadają jakieś algorytmy, komputery i inna maszyneria. W mediach pojawiły się wyjaśnienia, że to „eksperyment” mający poprawić poziom słuchalności, obecnie „bliskiej zeru”.
Jakkolwiek to nazwiemy i jakkolwiek spróbujemy to tłumaczyć – ode mnie tego nie oczekujcie – po raz pierwszy chyba mamy do czynienia z tak ostentacyjnym odrzuceniem człowieka na rzecz przypadkowych w sumie algorytmów. Nie wyobrażam sobie konsekwencji takich „eksperymentów”, ale po raz pierwszy chyba została przekroczona pewna niewidzialna granica nie tylko między tym, co tworzone przez ludzi, a tym co tworzone przez komputery, ale między emocjami a światem-bez-emocji. A w świecie muzyki i słowa emocje mają przecież niebagatelne znacznie, prawda?
Niech nikt mnie nie przekonuje, że AI niesie w sobie jakiekolwiek emocje. Tu nie ma na to miejsca. Nie ma miejsca na zachwyt, na wrażliwość, uważność i czułość. Owszem, jak sobie wyobrażam, można AI nasycić teoriami, regułkami „wykutymi na pamięć”, i tyle.
Nie jestem przeciwnikiem AI jako takiej, ale dostrzegam mnóstwo zagrożeń dla wiedzy i dla relacji międzyludzkich. Owszem, można nauczyć się języka obcego za pomocą konwersacji z AI, ale nie nauczymy się relacji z innym człowiekiem. Możemy nauczyć się rozpoznawania gatunków drzew i teorii o siedliskach, ale nie nauczymy się wrażliwego postrzegania przyrody. Można nauczyć AI rozpoznawania ptaków, ale nie nauczymy radości z obserwacji jakiegoś gatunku po raz pierwszy, co jest niekiedy pierwszym zasadniczym motywem do dalszych obserwacji ptaków.
Nie wiem, jak w „czasach AI”, poza teorią, będziemy poznawać świat roślin, co – poza pikselami – będziemy wiedzieć o słonecznikach i ich kulturowych odniesieniach do światowego malarstwa; nie wiem jak będziemy uczyć się lasu i, poza jakimiś ogólnymi teoriami, uczyć się zasad poruszania się po nim; nie wiem też jak będziemy – poza automatycznym odtwarzaniem – poznawać odgłosów przyrody o zmierzchu nad jeziorem, rzeką czy na śródleśnej polanie.
Zmierzam do tego, że jednym z najważniejszych czynników poznawania przyrody są pozytywne emocje: zainteresowanie, zaintrygowanie, zaduma, wrażliwość i wreszcie zachwyt. Bez tego nie ma szans na zbudowanie pozytywnych postaw proekologicznych.
Może dożyliśmy czasów, gdy trzeba będzie wybierać między naturą a AI, może to tylko kwestia skorygowania narzędzia i narzucenia mu pewnych rygorów. Bo nie wyobrażam sobie, by miałby to być koniec świata emocji, uczuć, relacji i miłości. A tego AI nie wymyśli…