Coraz częściej miewam obawy, że ekologia w Polsce ma wymiar bardzo sezonowy. Jak jest zimno – jest problem smogu. Jak lato – problem braku wody, jak wiosna lub jesień – powodzi. Jest to wspólna zasługa dziennikarzy, publicystów i polityków.
Sezonowość związana z naturalnym cyklem przyrody wcale by nie dziwiła, ale w wykonaniu polityków i dziennikarzy ma jeden poważny mankament – gdy zmienia się pora roku, charakterystyczny dla niej problem ekologiczny znika. Nikt latem nie zajmuje się smogiem, tak jak i zimą trudno znaleźć kogoś, kogo interesuje problem letnich niedoborów wody.
Bardzo symptomatyczna była niegdysiejsza wypowiedź – byłego już na szczęście – poznańskiego radnego, który przedstawicielom organizacji pozarządowych podnoszących problem smogu w mieście na posiedzeniu komisji ochrony środowiska w marcu powiedział, że za późno jest się tym zajmować, bo „za chwilę problem zniknie”.
O sezonowości świadczy chwilowe zainteresowania różnymi dziwnymi inwestycjami realizowanymi w Polsce – po awanturze wokół zamku w Stobnicy rozpętywanej do granic możliwości parę lat temu, prawie żadnej reakcji nie wywołała realnie szkodliwa dla środowiska przyrodniczego lasów wybrzeża przeskalowana i przytłaczająca inwestycja hotelowa w Pobierowie. Albo inne planowane np. w Świnoujściu, Międzyzdrojach…
Awaria oczyszczalni ścieków w Warszawie również kilka lat temu, także omawiana w tonie politycznej histerii, zeszła w głównych wydań mediów bardzo szybko, bo po ówczesnych wyborach już nikt o tym nie mówił. A co z Odrą? Była afera, nie ma afery, winę zrzucono na algi – jakby zapominając o tym, że rozrost ich populacji ma swoje źródło w zanieczyszczeniach Odry – odprawiono klątwy pod adresem przeciwników politycznych i sprawa zniknęła. Niewielkie wrażenie robią informacje, że na Odrze w tym roku ponownie źle się zaczyna dziać…
Systemowe podejście do ochrony środowiska unika sezonowości. Sprawy ochrony zasobów wodnych, standardów ochrony powietrza, wpływu planowania przestrzennego na politykę ochrony środowiska czy walki o stabilny klimat są aktualne cały rok.
Tak jak nie mam już żadnych złudzeń co do większości polityków kierujących się w swej działalności jedynie swym prywatnym interesem obliczonym na sukces w kolejnych wyborach, tak mam pretensje do dziennikarzy (i wydawców) ulegających efektowi chwili, łatających łamy gazet i wydania magazynów internetowych, audycji radiowych czy programów telewizyjnych tematami „sezonu ogórkowego”, tematami sensacyjnymi – bo „się klikają”.
Trzeba przyznać, że wielokrotnie to media są jedynym sojusznikiem dla ekologów prowadzących – częstokroć beznadziejną – walkę o lepszą jakość środowiska, chciałoby się więc, by zajmując się tematami środowiskowymi miały poczucie odpowiedzialności za poruszane w mediach sprawy; by umiały pilnować – w imieniu opinii publicznej – spraw, które realnie zagrażają środowisku i naszemu zdrowiu. Oraz by umiały zajmować się nimi dłużej niż dwa tygodnie, a nie kierowały się jedynie wskaźnikami czytelności, klikalności, słuchalności czy oglądalności.