Nie jestem pierwszy, który zastanawia się nad jakością edukacji ekologicznej, edukacji środowiskowej, edukacji klimatycznej. Mam za sobą dziesiątki lat doświadczeń edukacyjnych na różnych poziomach, uczestniczę w wielu forach dyskusyjnych o edukacji, i z roku na rok wzrasta moja obawa o to, że tę edukację traktujemy strasznie wąsko.
W wielu miejscach na dźwięk słów “edukacja ekologiczna” włączają się wąskie zakresy edukacji najczęściej kojarzone z odpadami i skojarzenie “pokaz mody recyklingowej”; i już nieszczęsne dzieci są ubierane w papierowe suknie mocowane taśmami klejącymi i klejami, które rzecz jasna trafiają po pokazach do śmietników jako niesegregowane. Popadamy w głębokie koleiny rutyny i bylejakości.
Błąd jest popełniany już od samego początku, gdy w debatach o podstawie programowej edukacja ekologiczna jest zawężana do sfery wyłącznie przyrodniczej. Mamy osiem obszarów kształcenia – technologia, historia i społeczeństwo, zdrowie i ruch, język polski, języki obce, matematyka i przyroda. Gdy słyszę, że edukacja ekologiczna jest wpisywana wyłącznie do tego ostatniego obszaru, to ja z takim podejściem się nie zgadzam.
Uważam, że warto, by o ekologii mówili geografowie pokazujący skalę oddziaływania człowieka na środowisko na świecie; by tematyka ekologiczna była elementem edukacji historycznej, by pokazać jak pogoda i klimat wpływały na losy poszczególnych krajów i regionów świata; by tematyka ekologiczna była obecna na lekcjach języka polskiego pokazując nasze dziedzictwo kulturowe odwołujące się do natury; by mówić o ekologii jako elemencie wychowania obywatelskiego; w końcu, by stała się elementem nauczania na lekcjach religii i etyki pokazując wymiar duchowy naszego zaangażowania proekologicznego, jeśli to dla kogoś ważne.
Dlaczego zamykamy ekologię tylko do biologii, do przyrody mając świadomość, że wyzwania środowiskowe i klimatyczne wymagają od nas stosowania bardzo różnorodnego języka, operowania różnymi wrażliwościami i odwołaniami do doświadczenia różnych nauk?
Istnieje w oświacie takie pojęcie jak “ścieżka międzyprzedmiotowa”. To jest klucz do zwiększenia skuteczności edukacji ekologicznej. Bez tego utkniemy w przestarzałych modelach kształcenia. Czym to grozi, chyba wszyscy wiemy.
fot. Kimberly Farmer.