Maj to miesiąc szczególny. Dla wielu to czas kojarzący się z zapachem kwitnących sadów, pierwszymi ciepłymi wieczorami i śpiewem ptaków wśród zieleni. To także miesiąc Maryi, czas, w którym natura i modlitwa splatają się w wyjątkowy sposób. Od wieków to właśnie majowe modlitwy, pieśni i zwyczaje w subtelny sposób wplatały duchowość w naturalny rytm świata.

– W maju zawsze lubię jeździć do dziadków. Wieczorami chodzimy razem pod kapliczkę na majowe – niby nabożeństwo, ale dla mnie to bardziej spacer i chwila oddechu. Pachnie trawa, kwitną drzewa, gdzieś w tle ćwierkają ptaki. Dziadek nuci stare pieśni, babcia poprawia kwiaty przy figurce, a ja po prostu cieszę się, że możemy być razem. To taki spokojny moment, kiedy nie trzeba dużo mówić – wystarczy być – opowiada Maja, nastolatka z Warszawy, która co roku w maju odwiedza dziadków na wsi.

Subtelny dialog kultury z naturą

Kościelna tradycja, choć nie tworzyła osobnych nabożeństw dla natury, od wieków wplata ją w duchową codzienność. Wystarczy wspomnieć pieśń „Kiedy ranne wstają zorze” — prostą, a jakże głęboką modlitwę poranną. Człowiek w niej wychwala Boga wraz z całym stworzeniem, a świat natury staje się pierwszym chórem tego uwielbienia. Świt, zorza, śpiew ptaków, szum drzew — wszystko to staje się modlitwą, jeśli tylko człowiek umie patrzeć sercem.

Jeszcze bardziej wyrazistym przykładem jest pieśń „Chwalcie łąki umajone”. To nie tylko hymn ku czci Maryi, ale i swoista lekcja, w której cała przyroda, ożywiona i nieożywiona, zostaje zaproszona do wspólnego uwielbienia Matki Bożej. Łąki, lasy, wody, kwiaty — wszystkie stają się żywymi świadkami cudu stworzenia i miłości Boga, który obdarzył świat taką różnorodnością i pięknem.

W pieśniach maryjnych śpiewamy „Chwalcie cieniste gaiki”. Gaiki to małe zagajniki, czyli skupiska drzew, niewielkie lasy albo zadrzewione kępy — często przy polach, drogach, w pobliżu wsi. Dają cień, są bujne, osłaniają od słońca. To obraz przytulnego, zielonego miejsca, w którym człowiek może się zatrzymać, odpocząć, poczuć spokój i bliskość natury.

Nie ma majowych bez kapliczek

To właśnie przy nich, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, zbierali (i często nadal zbierają się) mieszkańcy wsi, by wspólnie odmawiać “Litanię Loretańską”. Pięknie przystrojone kapliczki, oplecione świeżymi kwiatami, otoczone zapachem ziół i śpiewem ptaków — tworzą  wyjątkową scenerię, w której modlitwa staje się czymś więcej niż tylko słowem. To misterium naturalne, wręcz organiczne, jakby zakorzenione w pierwotnym rytmie stworzenia.

– Zawsze przygotowuję bukiecik z konwalii i fiołków, bo takie robiła moja mama. Stawiam je pod kapliczką, zanim jeszcze ludzie przyjdą. To mój mały rytuał – mówi pani Anna, emerytka z małej wioski pod Łowiczem, delikatnie poprawiając kwiaty przy figurze Maryi.

Pani Karolina, młoda mama dodaje:

–  Dla dzieci to zawsze była frajda – bieganie z gałązkami jaśminu, zbieranie polnych margerytek, robienie wianków. Kiedyś się z tego śmiałam, a teraz sama to robię z moją córeczką – opowiada ze śmiechem.

Za co najbardziej lubią te chwile mieszkańcy?

–  Wieczorem wszystko cichnie. Zostają tylko te głosy  – modlitwa, śpiew. I człowiek ma poczucie, że jest u siebie, że świat jeszcze trzyma się starego porządku – mówi z sentymentem starszy pan Marek, opierając się o rower.

I dodaje, że od kilku lat zauważa, że majowe to nie tylko rozrywka staruszków. 

– Młodzież stoi trochę z boku, słuchając, uśmiechając się półgębkiem – ale jednak przychodzą, choć nikt ich nie zmusza – dodaje pan Marek. 

Może dlatego, że przy kapliczce, nie ma wielkich gestów, rozmachu. Jest prostota, czułość, wdzięczność. Coś, co trudno znaleźć gdzie indziej: poczucie, że natura, ludzie i stare, przekazywane z pokolenia na pokolenie zwyczaje tworzą razem opowieść, w której wciąż można odnaleźć sens.

Pięknie uchwycił to Władysław Reymont

Opisując w „Chłopach” wiejskie nabożeństwa majowe w Lipcach. Obraz, który maluje, to nie tylko wspólna modlitwa, ale i czuła, niemal organiczna obecność natury:

Wieczorami, gdy zbliżał się maj, mieszkańcy schodzili się na modlitwy pod starą, przy cmentarną kapliczkę. Stała tuż przy bramie cmentarza, a w jej wnętrzu znajdowała się figura Matki Bożej. Dziewczęta co roku starały się przyozdobić kapliczkę, choć była już bardzo stara, popękana i niemal się rozsypywała. Obwieszone ją papierowymi wstążkami, układały wokół polne kwiaty i wianki, próbując uchronić ją przed całkowitym zniszczeniem. Kapliczka była tak zaniedbana, że nawet ptaki przestały w niej gniazdować, a jedynie od czasu do czasu jakiś pastuch chronił się tam przed deszczem. Stare lipy, smukłe brzozy i pochylone krzyże cmentarne dawały jej odrobinę schronienia przed zimowymi wichrami. Podczas nabożeństwa kowal, klęcząc przed wejściem, otoczonym tulipanami i różowym głogiem, pierwszy intonował pieśń. W tym czasie ostatnie stada wracały z pastwisk do zagród, z pól i miedź niosły się jeszcze dziecięce śpiewki i przeciągłe nawoływania pasterzy. A zgromadzeni ludzie w skupieniu śpiewali, wpatrując się w jasną twarz Matki Bożej, która z figurki wyciągała ręce w geście błogosławieństwa. Pieśń kończyła się słowami: „Dobranoc, wonna Lilijo, dobranoc!

Reymont pokazuje, jak naturalny krajobraz i modlitewna atmosfera splatają się w jedno — tworząc przestrzeń, w której człowiek, przyroda i wiara współistnieją w harmonii.

Można zaryzykować stwierdzenie, że maj to czas, kiedy natura w sposób szczególnie subtelny, przypomina o tej harmonii. Maryja, nazwana w Litanii Loretańskiej „Królową nieba i ziemi”, staje się zwornikiem między Bogiem, człowiekiem a przyrodą. Gdy śpiewamy majowe pieśni, uczestniczymy w czymś więcej niż nabożeństwie — uczestniczymy w odwiecznej modlitwie całego stworzenia.

Niech więc ten maj będzie dla nas czasem, w którym otworzymy oczy, uszy, a nade wszystko serce, by usłyszeć, jak łąki, drzewa, śpiew ptaków i szmer potoków razem z nami wychwalają Stwórcę. Byśmy pamiętali, że świat to nie tylko nasz dom, ale i świątynia, w której każdy dzień jest liturgią życia.

 

 

fot. Julia Kicova

Katarzyna Kamyczek
Dziennikarka, blogerka i miłośniczka ekologii, która z pasją opowiada o ochronie środowiska, zrównoważonym rozwoju i ludziach z wyjątkowymi historiami. Od 2018 roku prowadzi bloga oludziach.com, gdzie pisze o osobach - pasjonatach, łącząc swoje zainteresowania z tematyką natury, duchowości i kultury. Wielbicielka jamników i ich przyjaciół w stylu „paróweczka na czterech nóżkach”. Pewna, że zwierzęta mają duszę – „jasne, jak słońce”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

dziewięć − 7 =