Znam takich, którzy emocjonują się najnowszymi modelami samochodów, zegarków, potrafią godzinami rozprawiać o gadżetach sportowych i elektronicznych. Znam takich, którzy w małym palcu mają informacje o najnowszych technologiach multimedialnych, których ja nawet z nazwy nie potrafię wymienić. Każdy z nich zna dziesiątki innych, z którymi znajduje wspólny język, każdy z nich ma dostęp do niezliczonych czasopism i aplikacji, które wiedzę w tym zakresie poszerzają.
Ale znam też takich, którzy lubią chodzić po lasach i mokradłach, tropić ślady zwierząt i
fotografować ptaki. Znam takich, którzy umieją dostrzec księżyc i świecące gwiazdy i zawzięcie opowiadać o życiu przyrody. Znam tych, którzy potrafią naśladować głosy wilków i znaleźć się w miejscu, gdzie i one przebywają albo takich, którzy potrafią różne gatunki sów rozpoznać tylko po głosie. Znam takich, którzy ptaki drapieżne wysoko na niebie rozpoznają po obrysie skrzydeł, a po kształcie chmur są w stanie przewidzieć pogodę. Każdy z nich zna także innych, z którymi znajduje wspólny język. Oni także mają dostęp do „swoich” czasopism i książek.
I zdarza mi się obserwować postawę aprobaty dla miłośników nowinek technicznych i technologicznych, a jednocześnie u tych samych ludzi widzę lekceważenie, czy nawet lekką pogardę, dla „świrów od ekologii”. Modne dla nich jest interesowanie się nowymi modelami samochodów, a dziwactwem – miłość do przyrody.
Co ciekawe, „świry od ekologii” nie mają podobnych negatywnych odczuć do tych „od technologii”. Mało tego, czasami z tych technologii sprawnie korzystają. I mają w związku z tym jedną przewagę: posługują się najnowszymi technologiami, ale jednocześnie potrafią bez nich sprawnie poruszać się po lesie. Miłośnicy technologii może i mają większą wiedzę o nowinkach technologicznych, ale w lesie czy na trasie bez aplikacji nie dadzą sobie najzwyczajniej rady.
Możnaby postawić pytanie: kto górą?, ale w sumie po co? Czy nie powinna wystarczyć świadomość tego, że choć jesteśmy inni, to jednak wzajemnie się uzupełniamy? Czasami trzeba eliminować „małe spory”, by nie dopuścić do „wielkich kłótni”, gdy te pierwsze są wielokrotnie teoretyczne, a te drugie – całkiem realnie dramatyczne…