Jedna z najważniejszych pisarek naszych czasów. Ze wszystkich wydanych na świecie książek Astrid Lindgren można by ustawić 175 wież Eiffla. Jej powieści przetłumaczono na 73 języki. Pippi Pończoszanka, Emil ze Smalandii, dzieci z Bullerbyn – to tylko kilkoro bohaterów, których stworzyła. Wzrastanie ich łączyła z wzrastaniem drzew i kwiatów. Miłość do natury była jej siłą napędową.
Z szacunkiem do chleba i natury
Astrid Lindgren została wychowana w duchu oszczędności i głębokiego szacunku do jedzenia. Miała poczucie winy na samą myśl o wyrzucaniu jadalnych resztek czy suchego chleba. Jej codzienność – także jako dorosłej osoby – była daleka od kulinarnego przepychu. Często odgrzewała to samo risotto przez kilka dni z rzędu, przyrządzała zapiekanki z ryby i ziemniaków, wykorzystując pozostałości z poprzednich posiłków.
To podejście do codziennego życia odzwierciedla się w jej książkach. Bohaterowie karmią swoje ptactwo domowe zdrowo i z troską – przez całe lato zrywają pokrzywy, żeby karmić nimi drób. Można tylko się domyślać, jak smakowały jajka od takich kur.
Pippi i sowie drzewo
Opowieści o Pippi Pończoszance to równocześnie opowieść o drzewach. Na podwórku obok jej domu rósł wielki, spróchniały wiąz:
Nazywano go „sowim drzewem”, bo sowy miały na nim gniazdo, ich tęskne pohukiwanie w wiosenne noce mogło wywołać u dzieci dreszcz strachu. Ale było to sowie drzewo tylko nocami. W ciągu dnia stawało się drzewem włażenia, najlepszym ze wszystkich.
Dla Lindgren natura nie była jedynie tłem wydarzeń. Była żywym bohaterem, uczestniczącym w dziecięcych przygodach i emocjach.
Dziecko natury
Nie zgadzała się z twierdzeniem, że dzieci nie lubią opisów przyrody. Jako dorosła pisarka wciąż pamiętała zachwyt, który ogarniał ją w dzieciństwie – choćby wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyła krzak dzikiej róży na pastwisku.
Wędrowanie po łące z kopami siana, przepływające obłoki, dzikie róże wokół – to obrazy, które przeżywała całą sobą. Natura była dla niej źródłem wzruszeń, które przenosiła do swoich książek. W Emilu ze Smalandii czytamy:
Słyszysz kukanie kukułki i gwizdanie kosa, czujesz jak miękka jest ilasta ścieżka pod twymi bosymi stopami i jak cudownie słońce grzeje w kark, idziesz i z lubością wdychasz zapach żywicy, który płynie od świerków i sosen.
Las, który oddycha duchowością
W książce Kerstin i ja duchowość splata się z naturą. Pisarka opisuje mchy, dywany ściółki leśnej i tajemnicze przejścia przez mrok, by w końcu dotrzeć do łąki, która staje się niemal objawieniem:
Nagle las się otwiera i człowiek rozumie, że się pomylił. Bo Bóg nie mógł stworzyć czegoś piękniejszego od tych łąk zielonych obsypanych wszelakimi kwiatami i pastwisk, gdzie brzozy, osiki i jarzębiny rozpościerają swą jasną zieleń.
Lindgren dodaje:
Liściasty las spowija cały krajobraz miękkim welonem, który sprawia, że te najsurowsze stare głazy tracą pewność siebie, a czyste małe jeziorka połyskują tu i tam tylko po to, żeby nie można było mówić o jakiejś monotonii.
Drzewo jako magiczna siła
W jednym z opowiadań pisze o lipie, która wyrasta z ziemi jako efekt głębokiej tęsknoty bohaterki. Drzewo staje się uosobieniem jej emocji – kiełkuje mimo trudnych warunków i jest tak piękne, że aż trudne do wyobrażenia. To symbol natury, która odpowiada na ludzkie potrzeby i emocje – nie tylko istnieje obok, ale współodczuwa.
Wspinać się po drzewach aż do końca życia
Astrid Lindgren kochała drzewa – dosłownie. Wspinała się na nie jako dziecko i nie przestała, gdy stała się dorosłą kobietą.
Jako dziecko niemal tyle samo czasu spędzałam na drzewach co na ziemi.
Nawet w dojrzałym wieku z przekąsem mówiła:
Przecież w dziesięciorgu przykazaniach nie jest powiedziane, że starym babom nie wolno łazić po drzewach.
Gdy widziała chropowaty pień, od razu odżyły w niej dziecięce odruchy: wiedziała, gdzie się chwycić rękami, na którym sęku oprzeć stopę. Czuła, jak to jest mieć pod podeszwami szorstką gałąź. To nie była tylko zabawa – to była forma łączności z naturą, która towarzyszyła jej przez całe życie.
Kiedy przyroda jest zagrożona, zagrożone jest wszystko
Astrid Lindgren nie tylko pisała o świecie bliskim przyrodzie – ona go aktywnie broniła. Już w latach 80. zaangażowała się w walkę przeciwko budowie elektrowni atomowej:
Tych lasów nie wolno zatruć, tych pól nie wolno zmarnować przez wydobywanie uranu czy ryzykować całkowicie ich zniszczenie w wypadku wybuchu reaktora, który wyrzuci z siebie truciznę.
Ta błękitna woda nie powinna służyć do przewozu po swojej powierzchni statków pełnych odpadów, bo może zostać zatruta aż do dna.
W kolejnej dekadzie walczyła o ochronę „otwartego krajobrazu” – zwracała uwagę na to, że lasy świerkowe wypierają stare, mieszane lasy, a pola i łąki zarastają i mogą zniknąć bezpowrotnie.
Zwierzęta – towarzysze, nie przedmioty
W jej książkach zwierzęta nie są tłem – są pełnoprawnymi bohaterami. Pippi Pończoszanka łamie bat człowieka, który bije swojego konia. Emil ma własnego konia i prosiaka, którego tak wytresował, że budził powszechne zdumienie. Wiedział, że zwierzęta – tak jak ludzie – potrafią być łagodne i kochające, jeśli się je dobrze traktuje. W jednym z rozdziałów pokazuje, jak twardym, zarozumiałym koniarzom na targu można udowodnić, że łagodnością da się poskromić wierzgającego konia.
W realnym życiu Astrid również nie stała obojętnie wobec cierpienia zwierząt:
To pewnie zbyt wiele domagać się, by naszym zwierzętom domowym było miło.
Podkreślała, że mają prawo, by żyć w przyzwoitych warunkach, bez cierpień – podczas swojego krótkiego życia na ziemi.
Jeździła po rzeźniach i targach zwierząt. Sprzeciwiała się zamykaniu świń w ciasnych boksach, wstrzykiwaniu antybiotyków cielętom i przemysłowemu traktowaniu zwierząt. Pisała listy do premierów, apelowała o nowe prawo. Na swoje 80. urodziny dostała… ustawę o ochronie zwierząt. Kiedy ją przeczytała, była rozczarowana – nazwała ją jałową, bo nie stawała po stronie bezbronnych istot.
Nie osiągnęła wszystkich swoich celów. Wpłynęła jednak na istotną zmianę opinii publicznej, przede wszystkim konsumentów, którzy uzyskawszy większy stopień świadomości, zaczęli wywierać presję na producentów. Dzięki niej traktowanie zwierząt zaczęło być postrzegane jako kwestia etyczna.
Tęsknota i bunt przeciwko światu
Astrid Lindgren bywała przytłoczona tym, co działo się na świecie. Czasem ogarniała ją rozpacz tak głęboka, że – jak piszą biografowie – chciała „całą tę planetę rozwalić z wielkim hukiem, a potem zacząć tworzyć ją od nowa”.
W jednym z najbardziej przejmujących swoich utworów – wierszu „Gdybym była Bogiem” – zawarła gorzką modlitwę pełną smutku, gniewu i współczucia:
Gdybym była Bogiem
płakałabym nad ludźmi
których stworzyłam
na swoje podobieństwo.
(…)
I nad wszystkimi dziećmi
wszystkimi wszystkimi dziećmi
nad nimi płakałabym najbardziej.
(…)
Rzekami rzekami bym płakała
żeby mogli się potopić
w moich łez wielkiej wodzie
wszyscy biedni ludzie
i wreszcie
nastałby spokój.
Ten wiersz to nie tylko wyraz rozpaczy, ale i ostateczny protest – przeciw cierpieniu, niesprawiedliwości, bezradności. Astrid Lindgren – znana głównie jako autorka książek dla dzieci – potrafiła być głosem sumienia całego świata. I to sprawia, że jej głęboka więź z naturą i życiem zasługuje na szczególne miejsce także w dzisiejszej debacie o środowisku.
Źródło cytatów: „Astrid Lindgren”, Maria Stromstedt