Kórnik – miejsce znane z pięknego zamku, Arboretum i legend o Białej Damie – to także punkt zaczepienia w literackim świecie Nataszy Sochy. Dziennikarka, felietonistka i autorka licznych powieści, urodzona w Poznaniu, dziś łączy życie między Wielkopolską a niemiecką wsią, ale w swojej najnowszej książce Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku wraca właśnie tutaj: do malowniczych okolic Kórnika, opisując je z czułością, która pozwala czytelnikom poczuć zapach łąk, wilgoć lasu i szorstki dotyk wiatru. 

Katarzyna Kamyczek: Twoje książki pozwalają czytelnikom uciec od codzienności – w świat emocji, miłości i wzruszeń. Myślisz, że to potrzeba podobna do tej, która ciągnie nas w stronę natury? Ucieczka w fikcję i ucieczka w las – czy to dwie strony tej samej tęsknoty?

Natasza Socha: Zdecydowanie tak. I jedno, i drugie to forma schronienia – przed hałasem, codziennością, nadmiarem bodźców. Las pachnie spokojem, fikcja pachnie emocjami. W obu przypadkach chodzi o to samo: chcemy na chwilę przestać być „do użytku” i przypomnieć sobie, że mamy w środku coś więcej niż listę zadań do wykonania. Chcemy równoległego świata, takiego tylko dla nas.

Masz swoje miejsce w naturze? 

Las i morze – te dwa miejsca zawsze były dla mnie jak dwa różne sposoby oddychania. Las koi, wycisza, daje poczucie schronienia. Morze przeciwnie – otwiera, przewietrza myśli, czasem nawet prowokuje do zmian. Las uspokaja myśli, porządkuje emocje. A morze… morze musi być dzikie. Lubię puste plaże, bez ludzi, bez parawanów i smażonej ryby. 

Na ile ważna jest dla Ciebie ekologia w codziennym życiu? Czy są jakieś konkretne działania, na które stawiasz, by żyć bardziej w zgodzie z przyrodą?

Nie jestem eko-świętą, ale staram się żyć tak, żeby nie trzeba było po mnie sprzątać. Kupuję mniej, wybieram lepiej, nie potrzebuję dziesięciu wersji tej samej rzeczy. Segreguję, naprawiam, oddaję dalej. Nie chodzi o radykalizm, tylko o codzienne decyzje, które nie muszą być wielkie, a jednak pomnożone przez miliony osób postępujących podobnie, odniosłyby efekt.

Mieszkasz w Niemczech – czy coś Cię tam szczególnie zaskoczyło w podejściu do środowiska i ekologii?

Zaskoczyła mnie skala codziennej dbałości o szczegóły. Tu się nie tylko mówi o ekologii – tu się ją robi, niemal odruchowo. Ludzie potrafią się pokłócić o to, czy dobrze wypłukałeś kubek po jogurcie przed wrzuceniem do plastiku. Ale to działa – segregacja, recykling, oszczędzanie wody czy energii to nie moda, to styl życia. Czasem tęsknię za polskim luzem, ale z drugiej strony, ten niemiecki upór w pilnowaniu detali robi wrażenie.

Jaką rolę odgrywa przyroda w Twoich książkach? Czy jest tylko tłem dla emocji bohaterów, czy może współtworzy atmosferę, a nawet przejmuje funkcję „narratora”?

Przyroda w moich książkach to coś więcej niż tło, przynajmniej mam taką nadzieję. Czasem pomaga mi złapać nastrój sceny – wiatr, który nie pozwala bohaterce zebrać myśli, albo trzask gałęzi w lesie, który przyspiesza tętno. Lubię, kiedy czytelnik czuje przestrzeń – ciepło kamieni pod plecami, zapach ziemi po deszczu, szum drzew. To drobiazgi, ale robią robotę.

Fragment z najnowszej książki Nataszy Sochy: „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku”:

„Droga do Kórnika była malownicza, choć wymagająca. Polne ścieżki wiodły ich przez połacie łąk, na których gdzieniegdzie stały jeszcze krowy, nieco obrażone, że muszą marznąć. Horyzont zdobiły ciemne linie nagich drzew, przypominające szkice ołówkiem. Wiatr smagał ich policzki”.

Jakie książki o przyrodzie były dla Ciebie ważne w młodości? Czy zdarzyło Ci się wędrować śladami literackich bohaterów?

W dzieciństwie miałam słabość do książek, w których przyroda była jak drugi bohater – jak w Dzieciach z Bullerbyn czy Ani z Zielonego Wzgórza, gdzie każdy krzak miał imię, a każdy pagórek własny charakter. Potem nastała era Tove Jansson, dzięki której pokochałam Włóczykija. Jego miłość do wędrówek to dla mnie jedna z najpiękniejszych metafor przyjaźni z naturą – takiej cichej, nienachalnej, opartej na szacunku i wolności. On nie ucieka od innych, bo się na nich obraził, tylko wraca do świata, który nie wymaga niczego poza obecnością. Śpiew rzeki, chłód poranka, ognisko rozpalone pod gwiazdami – to jego sposób bycia w relacji ze światem. Włóczykij nie mówi dużo o przyrodzie, on ją po prostu czuje. I chyba dlatego jego samotność nigdy nie jest smutna.

Przyroda i kultura – dwie siły, które kształtują człowieka. Jak widzisz ich wzajemne oddziaływanie w literaturze? Czy jedno może istnieć bez drugiego?

Przyroda i kultura to trochę jak dwie ręce tej samej istoty – jedna uczy nas patrzeć, druga opowiada, co widzi. W literaturze jedno wzmacnia drugie: natura dostarcza obrazów, rytmu, emocji zakorzenionych głębiej niż język, a kultura pozwala je nazwać i zrozumieć. Gdyby zabrakło jednego, drugie straciłoby grunt – bez natury kultura byłaby niepełna i na odwrót. Dlatego dobre książki pachną deszczem i książkabrzmią jak poezja.

Czy podróże inspirują Cię do tworzenia nowych historii, czy raczej pomagają głębiej zrozumieć świat, który już opisujesz?

Jedno i drugie. Podróże potrafią zaszczepić całkiem nową historię, której wcześniej nie było nawet w planach, ale równie często pomagają pogłębić to, co już się tli. Czasem nowe miejsce to gotowa scena, a czasem tylko detal – zapach ulicy, sposób, w jaki ktoś niesie chleb, albo cień drzewa o czwartej po południu – i nagle bohater zaczyna inaczej się zachowywać. To taka mieszanka: iskra i lupa.

Czy są na świecie miejsca, które chciałabyś jeszcze zobaczyć – może z przeczuciem, że właśnie tam mogłaby rozegrać się akcja Twojej kolejnej powieści?

Islandia to dla mnie przestrzeń, w której historia musi być oszczędna – bo wszystko, co zbędne, wywiewa wiatr. Tam mogłaby się rozegrać opowieść o milczeniu, o nie zakrzykiwaniu rzeczywistości. Norwegia kusi światłem, które zmienia się co godzinę – idealna dla historii rodzinnej, w której bohaterowie próbują uciec od siebie, ale kończą przy jednym stole. I jeszcze Nowa Zelandia. Tam wszystko wydaje się przesunięte o pół tonu – kolory, rytm życia, nawet cisza.

Czy czerpiesz siłę z natury? Masz swoje rytuały związane z kontaktem z przyrodą?

Tak, zdecydowanie – natura mnie ładuje, kiedy wszystko inne zaczyna męczyć. Nie mam wielkich rytuałów, raczej drobne przyzwyczajenia: chodzenie boso po trawie, zbieranie kasztanów jesienią, picie kawy na dworze, najlepiej, kiedy wokół pachnie deszczem. To są małe gesty, ale działają lepiej niż niejedna medytacja z aplikacji.

 A na koniec coś z przymrużeniem oka: gdybyś mogła być drzewem, to jakim?

Może wierzbą – taką, co szumi opowieściami. Zamiast liści, ma historie, które ulatują wraz z wiatrem. Wystarczy, że ktoś przysiądzie pod nią i zacznie uważnie słuchać.

 

Wywiad z Nataszą Sochą to cykl rozmów z pisarzami, którzy w swojej twórczości czerpią inspirację z przyrody. Jak natura wpływa na ich pisanie? Czy stanowi tylko tło, czy też pełnoprawnego bohatera opowieści?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

dwa × 3 =