Wpływ miast na środowisko i klimat jest powszechnie znany od wielu lat. Miasta jako organizmy gospodarcze, urbanizacyjne i społeczne generują problemy, które paradoksalnie wpływają również na miejską gospodarkę, jakość organizacji oraz kapitał społeczny. Problemy generowane przez miasta wykraczają daleko poza ich granice – wpływają na środowisko obszarów podmiejskich i położonych znacznie dalej.
Stąd właśnie wynika potrzeba dokładnego przyjrzenia się oddziaływaniu miast na środowisko, klimat, analizowania spraw minimalizowania strat i dostosowania się do problemów globalnych. Jak wiadomo nie wszystkie problemy środowiskowe i klimatyczne powstają na terenach miast, ale właśnie tam odczuwalne są w sposób bardziej dotkliwy niż gdziekolwiek indziej. Spowodowane jest to gęstym zaludnieniem na powierzchniach mocno zabudowanych – jak to się dziś powszechnie mówi: zabetonowanych – i każda niekorzystna zmiana rezonuje tam bardziej.
Analizy dotyczące wpływu miast na ekosystem i spraw adaptacji do zmian są bardzo bogate. Będąc członkiem Unii Europejskiej i innych międzynarodowych instytucji, Polska ma możliwość sięgania po raporty i opracowania tworzone przez te organizacje, a poprzez szeroko prowadzoną międzynarodową współpracę naukową UE oraz inne ośrodki mogą korzystać z naszych doświadczeń.
Mamy dziś w debacie publicznej do czynienia w licznymi studiami przestrzegającymi przed lekceważeniem kwestii klimatu i środowiska jako czynników wpływających pozytywnie i negatywnie na rozwój miast. Problem w tym, że to, co dostrzegane przez gremia naukowe, nie zawsze jest uznawane przez organy samorządowe. Żywotność ruchów miejskich wychwytujących te motywy i wnoszących je do debaty publicznej wielokrotnie tworzy opozycję pomiędzy – dostrzeganymi przez samorządowców – potrzebami rozwojowymi miast a proekologicznymi i proklimatycznymi argumentami miejskich aktywistów.
To sytuacja szkodliwa, bo zagadnienia związane z naturą są dziś elementami rozwoju lub czynnikami ten rozwój ograniczającymi.
Przyjrzyjmy się dwóm raportom, które, choć pisane przez różnie postrzegające rozwój miast zespoły, dochodzą do bardzo podobnych wniosków.
Water City Index
Jednym z opracowań wnoszących niezwykle dużo do sfery zarządzania miastami jest Water City Index, Ranking efektywności wykorzystywania zasobów wody w polskich miastach opracowany wspólnie przez specjalistów z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, Fundacji Gospodarki i Administracji Publicznej, Open Eyes Economy Summit i spółki Arcadis.
Pisany corocznie od trzech lat (pierwsza edycja powstała w 2019 r.) Water City Index (WCI, Indeks Miast Wodnych) wskazuje na problemy, które wielokrotnie umykają włodarzom miast, choć z roku na rok stają się poważniejsze i coraz wyraźniej dostrzegalne. Mowa o wodzie, o jej obecności w przestrzeni miast, wpływie na poszczególne segmenty miasta lub konsekwencjach wynikających z jej braku.
Profesor Jerzy Hausner z Fundacji Gospodarki i Administracji Publicznej, współzałożyciel OEES i przewodniczący jej rady programowej, powołuje się na opinie naukowców z Niderlandów, Henka Ovinka i Jeltego Boeijenga, że nasze miasta, są miastami wodnymi (water cities), nasza demokracja jest „demokracją wodną” i nie dotyczy to wyłącznie tego kraju.
Takie podejście do wody w przestrzeni miast powoduje (albo spowodować powinna) zmianę myślenia o organizacji przestrzeni jako wręcz dostosowanej do wody, będącej elementem poprawy jakości życia. Tym bardziej, że coraz częściej zrównoważona gospodarka wodna – a więc wykraczająca poza „tradycyjną” gospodarkę wodno-ściekową – jest wskazywana jako obszar do poprawy. Widzą to naukowcy, doceniają aktywiści, czas na grupy zarządzające miastami.
Co kształtuje nasze wyobrażenie o wodzie? Najczęściej powodzie i podtopienia. O potrzebie retencji wody w miastach przypominamy sobie po kolejnych ulewach i burzach, powodujących podtopienia ulic i budynków. Częściej nas doświadczają powodzie błyskawiczne typu flash flood niż te tradycyjne, które są już przez nas przećwiczone.
Na bazie tych doświadczeń jako społeczeństwo coraz częściej dostrzegamy potrzebę wdrażania rozwiązań strategicznych normalizujących tę sferę. Retencja to także remedium w czasie suszy – przy ograniczeniach w poborze wody albo podczas upałów, gdy szukamy ochłody w nieznośnym „piekarniku” miejskich wysp ciepła.
Jak wygląda „odpowiedź” miast? Na co dzień […] ważniejsze wydaje się wycinanie drzew kolidujących z planowaną zabudową lub infrastrukturą, betonowanie placów i parkingów oraz cięcie kosztów inwestycji publicznych, a także prywatnych, w których zieleń i woda zajmują ostatnie pozycje. Inwestycje i zysk stają się ważniejsze od równowagi.
Problemy wodne miast w kolejnych edycjach WCI są prawie te same – inaczej kształtowane, inaczej formułowane, zmienia się czołówka „dobrych miast”, ale są podobne: zwracają uwagę na sprawy związane zarówno z deficytem wody, problemami miejskich wysp ciepła także mającymi wpływ na wodę w mieście, z jakością wody. I nie będą to problemy mijające. We wstępie do edycji WCI 2023 autorzy piszą bowiem o tym, że czynnikiem wzmagającym problemy wodne miast jest – obok zmian klimatu – również niekiedy nierozważna polityka przestrzenna…
Życie, biznes i kultura
Tymczasem wodę należy traktować jako czynnik kształtujący jakość życia w mieście i sferę kultury oraz ułatwiający rozwój biznesu.
Woda jest jednym z czynników poddawanych ocenie w formułowaniu rankingów walorów miast. Poza poczuciem bezpieczeństwa, dostępem do infrastruktury edukacyjnej, komunikacyjnej czy zakresem usług publicznych to właśnie woda jako element środowiska i „błękitno-zielonej infrastruktury” jest tym walorem, który poprawia jakość zamieszkiwania.
Woda, jakkolwiek cenna, może być jednak także czynnikiem zwiększającym poziom zagrożenia dla miast: Z jednej strony wody opadowe odgrywają ważną rolę w kontekście regulacji mikroklimatu miasta, obniżając temperaturę powietrza, równocześnie oczyszczając go z zanieczyszczeń, z drugiej jednak, gdy woda opadowa nie ma możliwości w sposób zbliżony do naturalnego odpłynąć (zmniejszenie odpływu poprzez wsiąkanie, naturalny odpływ), nasila się spływ powierzchniowy, co przyczyniać się będzie do pojawiania się lokalnych powodzi błyskawicznych – głoszą twórcy WCI 2020.
Problem tkwi więc nie w wodzie jako takiej, ale w umiejętności takiego kreowania przestrzeni, by była ona dla wody „przyjazna” – ze zbiornikami retencyjnymi, powierzchniami przepuszczalnymi czy zrównoważonym kształtowaniem obszarów zajmowanych przez budownictwo, które nie dewastuje jednocześnie zasobów wodnych.
Powszechnie wiadomo, że woda to nie tylko zasób, ale i poważne zagrożenie. Kluczowe pytanie, które należy postawić, brzmi: czy miasta odrobiły lekcję z powodzi, które miały miejsce w 1997 i 2010 roku? – pytają autorzy WCI 2020. Pamiętajmy, że kryzysy wodne nie muszą mieć przebiegu dramatycznego i gwałtownego. Wszystko zależy od zarządzania naszymi miastami: Odpowiednie przygotowanie miasta na wypadek wystąpienia kryzysów wodnych to również ważny element wpływający na atrakcyjność lokalizacyjną, czyli możliwość przyciągania nowych zasobów, ponieważ czujemy się bezpiecznie. Można też to potraktować odwrotnie: brak odpowiedniego przygotowania może skutkować erozją zasobów. Podobnie w przypadku susz. Eksperci ostrzegają przed konsekwencjami upałów, które będą bardziej dotkliwe w zabetonowanych przestrzeniach […].
Relacje rozwoju gospodarczego i ochrony zasobów wodnych, które tę gospodarkę napędzają są (chyba) oczywiste, jednak jak się okazuje, nie zawsze dla biznesu dopiero wchodzącego do miast. Stąd postulat, by wymagać od firm prowadzenia biznesu w sposób odpowiedzialny, ze szczególnym uwzględnieniem racjonalnego wykorzystania zasobów naturalnych.
Niedocenianym, wielokrotnie lekceważonym zagadnieniem są relacje woda – kultura – rekreacja. Autorzy WCI piszą wprost: Woda powinna nie tylko wpływać na funkcjonalność miasta, ale i na jego harmonijność. Odpowiednie wykorzystanie zasobów wody pozwoli uczynić miasto bardziej przyjaznym dla mieszkańców. Jakość życia mieszkańców ekonomiści mierzą przede wszystkim przez pryzmat poziomu zarobków i pewności zatrudnienia, ale istotnymi elementami są również: walory krajobrazowe, powierzchnia terenów zielonych, sposób zagospodarowania nadbrzeży i tworzenie w powiązaniu z wodą infrastruktury przemysłu czasu wolnego.
Polskie miasta na tle świata
Nie chcę formułować kategorycznych sądów umniejszających pozycję i świadomość polskich samorządowców w odniesieniu do miast na świecie, nie robią tego także twórcy kolejnych edycji WCI, ale w ich analizach uderza to, że polska rzeczywistość bardzo szybko zaczyna „doganiać” tę światową. Polska ma coraz gorszy bilans wodny, narastają wszystkie znane globalnie negatywne zjawiska związane ze zmianami klimatu: powodzie, susze, huragany, skoki temperatur, problemy (na szczęście jeszcze tylko lokalne) z dostawami wody pitnej.
To powoduje, że mamy do odrobienia zadanie domowe: poprawić poziom adaptacji do zmian klimatu i poprawić zarządzanie naszymi miastami. Na pierwszym miejscu należy postawić sprawę planowania przestrzennego i jego wpływu na ostateczny charakter obszarów objętych planami miejscowymi. W wielu wypadkach kształt zabudowy ma charakter chaosu przestrzennego, który tylko po części można tłumaczyć zbyt liberalnym prawem zagospodarowania przestrzennego – spora część winy leży po stronie samorządów, które pod pojęciem „zagospodarowania przestrzennego” rozumie jednie budowę pod inwestycje biurowe i mieszkaniowe.
To, że bardzo często takie inwestycje powstają na obszarach bardzo atrakcyjnych (nad wodą, blisko obszarów leśnych i parkowych) nie dziwi. Dziwi łatwość, z jaką samorządy takie tereny tracą na rzecz inwestycji deweloperskich. Ciągle jeszcze w wielu polskich miastach brakuje podejścia integralnego, które pozwoliłoby na rozwój inwestycji deweloperskich przy jednoczesnym zachowywaniu najcenniejszych obszarów dla funkcji publicznych. Chaotyczna zabudowa prowadzi do dewastacji krajobrazu, upośledzenia struktury morfologicznej i funkcjonalnej oraz nadwyrężania budżetu gminy.
Co roku to samo
Wydźwięk poszczególnych rocznych raportów WCI jest bardzo podobny: nie zmieniają się szanse rozwojowe, ryzyka i bariery rozwoju miast. Zmienia się ich skala i zasięg oddziaływania.
Miasta mają swój „charakter”, cechy, które ułatwiają politykę rozwoju, ale też mają swoje określone poziomy wrażliwości i odporności, bezwzględne dla szans rozwojowych – mogą rozwój ułatwiać, ale równie dobrze strasznie go utrudniać.
Co ciekawe, w podobne tony uderzają twórcy innego ważnego opracowania – Komunikatu 04/2021 interdyscyplinarnego Zespołu doradczego do spraw kryzysu klimatycznego przy prezesie PAN na temat zagrożeń miast wobec kryzysu klimatycznego.
Potwierdzając najbardziej negatywne zjawiska generowane przez miasta w obszarze zmian klimatu, autorzy Komunikatu piszą wprost: Najpilniejsze działania adaptacyjne miast wymagają włączenia celów adaptacyjnych do planowania przestrzennego i urbanistyki w kierunku kształtowania błękitno-zielonej infrastruktury (BZI), czyli zarządzanych i połączonych funkcjonalnie terenów zieleni i elementów otwartej wody oraz integracji gospodarowania wodą w mieście w ujęciu zasobowym i użytkowym. Nie mniej ważne jest też kształtowanie i wdrażanie standardów zabudowy i infrastruktury odpornej na zagrożenia, opracowanie planów zarządzania kryzysowego (w tym planów zarządzania spływami burzowymi) oraz zwiększanie świadomości zagrożeń i społecznej akceptacji działań adaptacyjnych. Dla skutecznej implementacji działań mitygacyjnych i adaptacyjnych konieczna jest ich integracja na wielu płaszczyznach, m.in.: w zakresie planowania przestrzennego i zarządzania rozwojem miast (w tym integracja różnych polityk sektorowych), działań informacyjno-edukacyjnych oraz wprowadzania lokalnych narzędzi prawnych i ekonomicznych motywujących mieszkańców miast do zmiany postaw konsumenckich, a inwestorów, projektantów i wykonawców do zmian standardów i technologii realizacji inwestycji.
To brzmi jak twarde wezwanie do poważnej rewizji planów rozwojowych wielu polskich miast. To nie jest kwestia tworzenia „oryginalnej” ścieżki rozwojowej, ale właściwie obowiązek wynikający z charakteru służby publicznej zobowiązanej do gwarantowania bezpieczeństwa społeczności poszczególnych miast.
Komunikat na zasadzie przypomnienia wskazuje zmiany klimatyczne pod kątem zagadnień funkcjonowania miast. Przypomina, że zmiany te dotyczą większości populacji ludzkiej, skoro już dziś mieszkańcy miast stanowią przeszło połowę ludzkości, a w 2050 r. mogą stanowić 68-procentową, a więc przytłaczającą, większość; że miasta znacząco przyczyniają się do nasilania antropogenicznej zmiany klimatu, stanowiąc „gorące punkty” na mapie emisji gazów cieplarnianych (zajmując 3% powierzchni Ziemi, miasta odpowiadają za 60–70% zużycia energii i 75% emisji związków węgla!); że zmiany klimatu mogą mieć szczególnie negatywny wpływ na miasta, które są obszarami wyjątkowo wrażliwymi ze względu na wysoki poziom zainwestowania, znaczne nagromadzenie infrastruktury i duże zagęszczenie ludnościi […].
Czas działania
Autorzy Komunikatu przypominają dokładnie to, o czym w swoich raportach wspominają autorzy WCI. Idą nawet dalej: odważnie formułują postulaty rozwoju miast, które będą gotowe do podejmowania działań mitygacyjnych i adaptacyjnych: Dalszy rozwój miast i utrzymanie wysokiej jakości życia ich mieszkańców w kryzysie klimatycznym wymaga natychmiastowych i kompleksowych działań. Miasta muszą z jednej strony podejmować działania mitygacyjne, czyli powstrzymujące zmianę klimatu poprzez radykalne ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, głównie CO2, z drugiej zaś – działania adaptacyjne, pozwalające w krótkim czasie przystosować się do nasilających się ekstremów klimatycznych. We wszystkich działaniach cele klimatyczne, środowiskowe, społeczne i gospodarcze muszą być integrowane. W miastach zlokalizowany jest kapitał finansowy, społeczny i intelektualny (baza naukowa), umożliwiający podejmowanie innowacyjnych działań.
Szczególne znaczenie autorzy Komunikatu nadają zagadnieniom związanym z obecnością wody w przestrzeni. Prognozowany wzrost nasilenia i częstotliwości występowania opadów ekstremalnych oraz występujących między nimi okresów bezopadowych przekłada się na wzrost ryzyka wystąpienia zjawiska błyskawicznych powodzi miejskich. Powszechne w polskich miastach, konwencjonalne podejście do zarządzania wodami opadowymi poprzez systemy kanalizacji deszczowej i ogólnospławnej nie rozwiązuje tego problemu, a często go pogłębia. Już gwałtowne opady powyżej 30 mm powodują przeciążenia zbiorczych systemów kanalizacyjnych, które nie były projektowane z uwzględnieniem tak dużej wielkości i intensywności opadów. Tymczasem coraz częściej obserwujemy opady dobowe przekraczające średni opad miesięczny, czyli 50 mm i więcej. Ta tendencja będzie się nasilać. Dodatkowo samo istnienie miasta może wzmacniać intensywność opadów ekstremalnych ze względu na wzmożone ruchy pionowe powietrza, jak również antropogeniczną emisję wilgoci.
Efektem tych zjawisk są przeciążenie systemów kanalizacyjnych i odwodnieniowych, wezbrania, podtopienia czy błyskawiczne powodzie lokalne.
Co ciekawe – i to moja refleksja – zmieniła się definicja powodzi: dotąd kojarzona jako powódź od strony rzeki, została „zastąpiona” powodziami generowanymi przez gwałtowne deszcze. Zmieniła się zatem metodologia postępowania: tu nie chodzi jedynie o budowę wałów, ale podejmowanie działań zmierzających do eliminacji szkodliwych oddziaływań powodowanych ulewami wewnątrz miast, a więc z jednej strony sprawną eliminację zalewań budynków i ulic, a z drugiej takie ukształtowanie przestrzeni, by nie generowało negatywnych zjawisk – mniejsze uszczelnienie miast, tworzenie warunków do naturalnej retencji, zastępowanie kanalizacji deszczowej (zazwyczaj w takich przypadkach przeciążonej i niesprawnej) obszarami, gdzie woda może powoli wsiąkać i przy okazji poprawiać bilans wodny danego miasta.
Trochę siostrzanym zjawiskiem dla powodzi (a więc nadmiaru wody) jest problem powstawania miejskich wysp ciepła (a więc deficytu obszarów wilgotnych, „z natury” chłodniejszych). To nie tylko poczucie, że „jest mi gorąco”, ale poważny problem zdrowotny. W 2003 roku fale upałów w Europie spowodowały przedwczesną śmierć około 70 tysięcy osób, a w 2010 roku w Rosji – ponad 11 tysięcy osób . W Polsce najlepiej zbadane są skutki fali gorąca z 1994 roku, w trakcie której stwierdzono wzrost średniej śmiertelności w polskich miastach sięgający od 23% (Szczecin) do 63% (Łódź). Szacuje się, że wzrost częstości występowania fal upałów w Warszawie spowoduje znaczący wzrost śmiertelności, zwłaszcza w drugiej połowie obecnego stulecia […].
Autorzy Komunikatu nie ograniczają się do wykazywania słabych punktów w zarządzaniu miast – wskazują jednocześnie postulaty związane z wdrażaniem nowych modeli zarządzania miastami. Kompleksowe zarządzanie energią ma prowadzić do powiększenia efektywności energetycznej, a więc zmniejszenia poboru energii. Efektem zarządzania mobilnością ma być tworzenie przyjaznych miejsc w mieście określanych mianem „miast 15-minutowych”, czyli takich obszarów, w granicach których można poruszać się bez użycia prywatnych samochodów, co zwiększa m.in. przepustowość dla transportu publicznego i atrakcyjność. Podejście zlewniowe w zarządzaniu wodą stwarza szansę na zwiększenie znaczenia infrastruktury błękitno-zielonej o szerokim zastosowaniu.
Nowe zarządzanie miastami
Nie tylko oba wspomniane powyżej raporty, ale i inne opracowania odnoszące się do zagadnień polityki środowiskowej i adaptacyjno-mitygacyjnej, pokazują, że nadszedł czas dla zupełnie innego zarządzania miastami. Ekologia przestała być tylko zagadnieniem sektorowym, w znacznie większym stopniu stała się obszarem wieloaspektowym. To oznacza, że musi nastąpić uwzględnienie spraw środowiskowych we wszystkich strategiach i programach, nie tylko dotyczących ochrony środowiska i planów adaptacji do zmian klimatu, ale i tych odwołujących się do spraw rozwoju strategicznego, gospodarki, kwestii społecznych i zdrowotnych. Nieprzejmowanie się tymi zagadnieniami nie tylko uniemożliwi pozyskiwanie środków zewnętrznych z popularnych cały czas funduszy unijnych, ale doprowadzi do czegoś znacznie gorszego: do utraty szansy na trwały rozwój, a w konsekwencji do upadku miast i degradacji ich znaczenia na mapie poszczególnych regionów.