Gęsi, żurawie i kaczki coraz częściej rezygnują z ciepłych krajów, a my możemy je spotkać zimą nad wodą, w parkach i nawet pod blokiem. O tym, jak zmienia się ptasi świat, dlaczego bernikle kiedyś „rosły na drzewach” i z czego śmieją się gawrony, opowiada Marek Maruszczak – przyrodnik i autor książki „Głupie ptaki Polski. Przewodnik świadomego obserwatora”.

 

Katarzyna Kamyczek: Panie Marku, pan częściej patrzy w niebo niż w komputery – co ostatnio widać na „ptasim kanale”?

Marek Maruszczak: Ostatnio pojawiają się u nas między innymi gęsi zbożowe i białoczelne, gągoł, czernica, a na polach człapią żurawie, które jakoś wcale nie wyglądają, jakby szykowały się na podróż do cieplejszych krajów.

Czy są takie gatunki, które dawniej u nas zimowały, a teraz wolą inne „miejsca wypoczynkowe”?

Zdecydowanie tak. Najwidoczniej nikt nie powiedział ptakom, że zmiany klimatu to wymysły reptilian i lobby producentów kremów z filtrem. W związku z tym od wielu lat obserwujemy ciągłe przesuwanie się stref migracyjnych. Ptaki, które kiedyś przylatywały u nas na zimę albo zostają bliżej swoich lęgowisk (bo u nich też jest cieplej i nie muszą uciekać do nas) albo lecą dalej na wschód oraz północ.

Tak jest na przykład  w przypadku kaczek morskich oraz nurkujących. Jest ich wyraźniej mniej niż kiedyś. Na przykład lodówka i ogorzałka rzadziej do nas wpadają.

A zdarza się, że w Polsce pojawiają się goście niespodziewani – takie ptasie „wizyty specjalne”?

Oczywiście. Mamy tak zwane ptaki zalatujące i nie chodzi tutaj o ich walory zapachowe tylko to, że wpadają do nas czasami w ilościach ograniczonych. Pojawiają się raz na kilka lat, nieregularnie, ale wiadomo, że możemy się ich spodziewać. Do takich ptaków należą na przykład nurzyk polarny, wydrzyk wielki, mewa modrodzioba, blada lub różowa.

Zdarzają się też zupełnie niespodziewani goście jak orłosęp rok temu. Takie ptaki trafiają do Polski najczęściej podczas silnych burz albo dlatego, że były zbyt dumne, żeby o drogę zapytać.

Dlaczego niektóre ptaki wybierają Polskę zamiast ciepłych krajów – czy to kwestia odwagi, przywiązania, a może po prostu wygody?

Ptakom coraz częściej opłaca się zostać w naszym kraju na zimę. Dokładnie na odwrót niż Polakom. Łagodniejsze zimy oznaczają mniej lodu i śniegu, a więcej dostępnego pokarmu. Migracja to zawsze duży wysiłek energetyczny ptaki, póki co nie latają tanimi liniami, chociaż ilość miejsca na nogi w Ryanairze mogłaby wskazywać na co innego. Pozostanie w kraju to znacznie mniejsze ryzyko śmierci po drodze.

Rozwój miast również sprzyja zimowaniu w kraju. Miejsca, w których żyją ludzie są jak oazy nawet jeżeli zima jest nieco chłodniejsza. W miastach jest cieplej, łatwiej znaleźć jedzenie, a i trudniej paść ofiarą drapieżnika. Przynajmniej do czasu aż telemarketerzy wezmą się również za ptaki.

Ptaki, które zostaną w kraju mają, też łatwiejszy start wiosną. Szybciej mogą zająć lepsze miejsca lęgowe oraz żerowiska. 

Gdzie najlepiej wybrać się na zimowy spacer, żeby zobaczyć najciekawsze skrzydlate towarzystwo?

Ptaków nie tylko zresztą zimą, ale wtedy szczególnie zawsze warto szukać nad wodą. Jeżeli ktoś ma blisko do morza to Zatoka Gdańska, Półwysep Helski, Świnoujście, Kołobrzeg czy Darłowo, szczególnie okolice portów zawsze gwarantują, że zobaczymy jakiegoś pierzastego zdobiciela falochronów.

Miasta zimą to dla ptaków wyspy ciepła, więc tam również można ich szukać. Na przykład na bulwarach oraz w okolicach mostów, czyli znowu w pobliżu wody.

Jeżeli ktoś ma w pobliżu elektrownię i ciepłe zbiorniki zrzutowe to też warto się wybrać i popatrzeć na ptaki, którym zafundowaliśmy gorące źródła w środku zimy.

A gdyby ptaki mogły udzielać wywiadów o tej porze roku, to które najwięcej by plotkowało, a które siedziałoby cicho jak mysz pod miotłą?

Późną jesienią i zimą najwięcej do powiedzenia (przynajmniej z mojego miejskiego i podmiejskiego doświadczenia) mają kawki, gawrony i wrony siwe, czyli krukowate. To niestrudzeni komentatorzy naszej codzienności. Co prawda nie mam pewności, ale przypuszczam, że śmieją się z nas, aż im się pióra trzęsą. Bo kto to widział jeszcze dobrą frytkę do śmieci wyrzucać.

Przelotnie, ale donośnie nadają gęsi i żurawie. Chociaż jedne i drugie coraz częściej zostają na zimę w kraju, zamiast pokrzykiwać na nas z wysokości podniebnego klucza. Przy czym gęsi rozgadują się zwykle po zmroku więc te okrzyki z ciemnej wysokości to ptaki, a nie gniew najwyższego i  nie mam tutaj na myśli Marcina Prokopa.

No i jest też gadatliwy drobiazg jak sikory oraz raniuszki. Ich urocze ćwierki to zwykle groźby karalne kierowane pod adresem każdego, kto ośmieli się podejść zbyt blisko albo podejrzanie kocio wyglądać.

A z tych wszystkich zimowych gości – który gatunek jest Panu najbliższy sercu? Ma Pan swojego ptasiego ulubieńca?

Z zimujących w Polsce? Wybór jest zbyt duży, żebym miał wskazać konkretnego kandydata, ale ostatnio dużo myślę o berniklach. Po pierwsze jak to u gęsi są przerażające i chwała im za to, ale ich nazwa ma ciekawe powiązania. Mianowicie uważano kiedyś, że bernikle rosną na drzewach. To znaczy wyrastają na nich, potem gałąź z pąkiem bernikli wpada do wody, a następnie wyklutego ptaka wyrzuca na wybrzeżu niepogoda. Tak tłumaczono sobie pochodzenie bernikli i stąd nazwę wzięły później wąsonogi (barnacles), czyli skorupiaki przyczepiające się do kadłubów statków morskich.

 

 

(*) Marek Maruszczak, polski pisarz, który zyskał uznanie dzięki swojemu oryginalnemu podejściu do literatury przyrodniczej, nadając jej przystępną formę i wzbogacając o śmieszne akcenty. Jego twórczość to wyjątkowy mariaż, w którym humor i przyroda splatają się, tworząc fascynującą opowieść o wspaniałym świecie natury. 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

trzy × trzy =