Mówią, że Franciszek napisał Pieśń Słoneczną pod koniec życia. Chory. Prawie ślepy. Ciało zmęczone bólem, oczy przygaszone cierpieniem. I właśnie wtedy – gdy zgasły kolory, a świat zaczął znikać z pola widzenia – zaintonował hymn wdzięczności. Jedną z najpiękniejszych pieśni, jakie powstały z ludzkiego serca.
To nie mieści się w logice. Ale może właśnie dlatego to świętość.
Bo światło, które wtedy w nim świeciło, nie było już z tego świata. Nie przechodziło przez oczy. Przechodziło przez serce. Może wcześniej cieszył się barwami umbryjskiej ziemi, zielenią drzew, złotem słońca. Ale dopiero gdy zgasło to, co zewnętrzne, zapaliło się to, co wewnętrzne.
I zaczął śpiewać.
Nie skargę. Nie lament. Pieśń pochwały.
Pochwalony bądź, Panie mój, przez brata Słońce… – mówił ten, który już go nie widział. A jednak widział więcej niż większość z nas. Nie opisywał zjawisk. Opisywał relacje. Z bratem Słońcem, siostrą Wodą, matką Ziemią. Bo Franciszek nie tylko patrzył – on współodczuwał. A gdy wzrok zgasł, inne zmysły się wyostrzyły. Te duchowe.
Jak często my patrzymy, a nie widzimy? Jak często dopiero utrata uczy nas wdzięczności? A on – nie mając nic – miał wszystko. Bo potrafił dziękować. Bo miał serce przezroczyste jak źródło. Bo wszystko, co go spotkało – nawet ból – przyjmował jak gościa od Boga.
Nie wiem, dlaczego Bóg zabrał mu wzrok. Może po to, byśmy i my zaczęli widzieć inaczej. Może po to, by przypomnieć, że prawdziwe światło nie przychodzi z zewnątrz. Że jest w środku. Że czasem dopiero w ciemności widać to, co najważniejsze.
I może dlatego ogród w San Damiano – ten, w którym powstała Pieśń – nie musiał być oglądany, by został przeżyty. Wystarczył zapach ziół. Śpiew ptaków. Delikatny wiatr. Wszystko to mówiło do duszy. I dusza odpowiedziała pieśnią.
Świętość nie zawsze rozumie. Czasem po prostu się zgadza. Na noc. Na niedoskonałość. Na to, że życie nie będzie takie, jak sobie wyobrażaliśmy. A wtedy – z tej zgody – rodzi się pieśń. Nie z zachwytu nad światem, ale z miłości do Boga, który JEST. Mimo wszystko.
Święty Franciszku, który widziałeś więcej w ciemności niż my w pełnym świetle – naucz nas takiego widzenia. Naucz nas śpiewać pieśń o świetle, które świeci od środka.





