Choć woda z kranu jest badana i uznawana za bezpieczną pod względem bakteriologicznym, to obecność substancji farmaceutycznych, takich jak antybiotyki czy hormony, stawia nowe pytania o jej długofalowy wpływ na zdrowie – zwłaszcza kobiet i dzieci. O zagrożeniach, możliwych formach ochrony i braku świadomości społeczeństwa rozmawiamy z ekspertką zajmującą się jakością wody: Agnieszką Hobot, hydrolożką, redaktorką naczelną czasopisma „Wodne Sprawy” i mamą.
Katarzyna Kamyczek: Czy rzeczywiście mamy się czego obawiać, jeśli chodzi o antybiotyki w wodzie?
Agnieszka Hobot: Tak, zdecydowanie. To nie są mity – antybiotyki, a także hormony faktycznie trafiają do wody. Znaczna ich część przedostaje się do ścieków, a stamtąd – jeśli nie zostanie skutecznie usunięta – do wód powierzchniowych. Problem ten pogłębia się także przez niewłaściwą utylizację leków – ważne, abyśmy oddawali je do apteki lub wyznaczonego punktu, nie wrzucajmy do toalety.
Ale przecież mamy oczyszczalnie ścieków. Czy nie eliminują takich substancji?
Niestety, w większości przypadków – nie. Obecnie dominują oczyszczalnie mechaniczno-biologiczne, które nie są przystosowane do usuwania mikrozanieczyszczeń farmaceutycznych, takich jak antybiotyki czy hormony. Nawet jeśli niektóre laboratoria już badają ich obecność w ściekach, wciąż brakuje powszechnie dostępnych i skutecznych technologii do ich całkowitego usuwania.
To znaczy, że nie możemy się przed tym uchronić?
Na ten moment – nie w pełni. Warto pamiętać, że raz wprowadzona do środowiska substancja może krążyć w obiegu, przenikać do gleb, roślin, a pośrednio również do pożywienia. Nawet jeśli mówimy o śladowych ilościach, to długofalowe, chroniczne narażenie – zwłaszcza na całe koktajle substancji – może mieć wpływ na zdrowie ludzi i zwierząt.
A co z wodą butelkowaną lub filtrami do wody?
Filtry domowe, nie eliminują hormonów i antybiotyków. Nie zostały do tego zaprojektowane. Picie wody butelkowanej również nie daje stuprocentowej ochrony. Sama sięgam po wodę w ciemnym szkle, z wybranych ujęć – korzystam tu z wiedzy, którą mam zawodowo. Ale doskonale wiem, że dla wielu osób to po prostu zbyt kosztowne rozwiązanie.
Czy w takim razie woda z kranu jest bezpieczna?
Pod względem bakteriologicznym – tak. Procesu uzdatniania działają bardzo dobrze i spełniają normy sanitarne. Wątpliwości pojawiają się jednak, gdy przyjrzymy się źródłu pochodzenia tej wody. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, skąd właściwie czerpana jest ich „kranówka”. Tymczasem różnica między ujęciem powierzchniowym a podziemnym ma istotne znaczenie – wody powierzchniowe są znacznie bardziej narażone na kontakt z mikrozanieczyszczeniami, w tym z pozostałościami farmaceutyków.
Czy można jakoś to sprawdzić?
Tak, informacje o ujęciach zaopatrujących nas w wodę publikują przedsiębiorstwa wodociągowe – zwykle na swoich stronach internetowych. Jednak mało kto zadaje sobie trud, by do nich zajrzeć. Wciąż brakuje nam podstawowej świadomości w tym zakresie.
Ludzie wierzą, że „kranówka jest najzdrowsza” i nie zagłębiają się w szczegóły.
To bardzo powszechne przekonanie – i niepozbawione podstaw, jeśli chodzi o kwestie bakteriologiczne. Natomiast rzadko zagłębiamy się w szczegóły, a to właśnie one mają znaczenie. Zwłaszcza jeśli chodzi o osoby bardziej wrażliwe – nastolatki w okresie dojrzewania, kobiety w ciąży czy planujące macierzyństwo. Nawet jeśli dziś nie mamy skutecznych metod całkowitego usunięcia mikrozanieczyszczeń z wody pitnej, to możemy – i powinniśmy – świadomie ograniczać ekspozycję.
A co z instalacjami w domach?
To często pomijany temat, a przecież stan domowych instalacji również wpływa na jakość wody, którą pijemy. W starszych budynkach rury mogą być skorodowane lub wykonane z materiałów, które dziś uznalibyśmy za niezalecane. Jeśli mamy wątpliwości można przegotować wodę i odstawić na chwile przed wypiciem. Sama gotuję wodę z kranu i również taką piję na co dzień.
Plastikowe butelki to też ryzyko?
Tak, mikroplastik to realne zagrożenie – i dotyczy to także wody, którą pijemy z plastikowych butelek. Wysokie temperatury, uszkodzenia mechaniczne, zostawianie butelki w nagrzanym samochodzie czy wkładanie jej do zamrażarki – to wszystko może prowadzić do tego, że plastik zaczyna się degradować i do wody przenikają drobne cząstki. I chociaż to mikroilości, to jednak w dłuższej perspektywie mogą mieć znaczenie dla zdrowia.
Nie chodzi tylko o temperaturę, część butelek jest produkowana z plastiku pochodzącego z recyklingu. Sam recykling nie jest zły, ale jakość takiego materiału bywa różna, a to też wpływa na bezpieczeństwo. Dlatego warto podkreślić jedną, bardzo prostą zasadę: plastikowe butelki są jednorazowe. Wypijamy wodę i wrzucamy butelkę do pojemnika na tworzywa. Nie napełniamy ich ponownie, nie nosimy przez kilka dni w torbie, nie myjemy i nie używamy jak bidonu.
Ciekawostka, o której mało kto wie – część mikroplastiku obecnego w wodzie wodociągowej można usunąć, po prostu gotując wodę. To nie rozwiązuje problemu całkowicie, ale może być jednym ze sposobów, by choć trochę ograniczyć naszą codzienną ekspozycję.
Woda jako taka jest coraz trudniejsza do oceny?
Jak już wspominałam – systemy uzdatniania wody w Polsce są skuteczne i bakteriologicznie jesteśmy chronieni. Jednak zagrożenia ewoluują. Coraz większym wyzwaniem są mikrozanieczyszczenia – takie jak pozostałości hormonów, antybiotyków czy mikroplastik. To zanieczyszczenia często obecne w ilościach śladowych, ale potencjalnie groźne przy długotrwałej ekspozycji. Nie chodzi o wywoływanie niepokoju, lecz o świadome wybory.
Mamy lato – wysyp owoców i taka myśl… jak je myć? A może nie myć, co może wydawać się bezpieczniejszym wyborem?
Mycie owoców to absolutna podstawa – niezależnie od tego, czy pochodzą z upraw ekologicznych, własnego ogrodu, czy z supermarketu. Nawet jeśli wyglądają „czysto”, mogą być zanieczyszczone pozostałościami środków ochrony roślin, kurzem, bakteriami lub wirusami z transportu i obrotu handlowego. Najlepiej myć owoce w przegotowanej i ostudzonej wodzie albo stosować specjalne płyny do mycia warzyw i owoców. Badania pokazują także, że część pestycydów z owoców usuwa soda oczyszczona dodana do wody. Unikajmy moczenia owoców w zimnej „kranówce” przez długi czas. Właściwe mycie owoców to drobny nawyk, ale istotny krok w kierunku świadomego i bezpiecznego odżywiania.