W tradycjach wielu ludów tubylczych Ziemia jest matką. Kochającą, karmiącą, pojącą i chroniącą od urodzenia. Złośliwi będą widzieć w tym „naiwność dzikusów”, ktoś tam zakrzyknie o pogaństwie, ale rzeczywistości nie da się oszukać: szacunek dla Matki Ziemi nakazywał zachowanie szacunku dla jej siły i pokorę wobec jej wielkości, a finalnie prowadził do zachowywania równowagi między światem ludzi i światem przyrody.
W szczegółach bywało z tym różnie, o czym mogą zaświadczyć spektakularne upadki cywilizacji i ludów znanych nad jedynie z odkryć archeologicznych, ale ujmując rzecz generalnie: w tradycjach ludów tubylczych zawiera się klucz świadomości i wiedzy o ochronie naszej przyszłości. Potwierdzają to dane – z raportu ONZ z 2019 r. o sytuacji ludów tubylczych na świecie wynika, że rdzenni mieszkańcy stanowią mniej niż 5% światowej populacji, a jednocześnie chronią 80% światowej różnorodności biologicznej.
Niszczenie naturalnych zasobów naturalnych, dewastacja dzikiej przyrody, degradacja tych zasobów, dzięki którym człowiek żyje, zwłaszcza wody i powietrza, są smutnym świadectwem zadufania i pogardy dla przyrody, przeświadczenia o swojej wielkości, a w skrajnych przypadkach – pełna pychy próba zajęcia miejsca Boga. Papież Franciszek w Laudato Si’ pisze wprost: Harmonia między Stwórcą, ludzkością a całym stworzeniem została zniszczona, ponieważ człowiek usiłował zająć miejsce Boga, odmawiając uznania siebie za ograniczone stworzenie. Odnosi to zarówno do czasów biblijnych, ale i nam współczesnych.
Narody tubylcze też mają sobie wiele do zarzucenia – odejście od ich tradycyjnych nauk i porzucenie duchowych ścieżek też jest przyczyną dewastacji Ziemi w każdym miejscu. Gdy w 1977 r. starszyzna wielu indiańskich plemion z Ameryki Północnej spotkała na swoim zgromadzeniu, skupiła się właśnie na sprawie porzucania swoich tradycji, która powoduje dewastację Ziemi i zaapelowała o ich odrodzenie i kontynuację wśród młodych pokoleń. Data to o tyle ważna, że efektem tego zgromadzenia jest zapoczątkowany rok później w Kalifornii w USA Święty Bieg Na Rzecz Ziemi i Życia, który od tamtego czasu co roku w różnych częściach świata przypomina o regionalnych tubylczych / ludowych / narodowych / duchowych (religijnych) obowiązkach względem Ziemi. W 1990 r. trafił do Polski.
Piszę o tym wszystkim, bo obchodzimy dziś Dzień Ziemi, święto o tyle ważne, że ujmuje sprawę naszego istnienia w globalnym ujęciu. Przypomina, że jesteśmy synami i córkami tej samej planety, że widzimy to samo Słońce i Księżyc – choć w różnym czasie. Przypomina, że każde dewastujące działanie w jednej części globu przynosi konsekwencje w innej; że ochrona Ziemi jest tak naprawdę ochroną naszego istnienia tu i teraz, naszego i naszych dzieci i wnuków.
Wiele pięknych słów powiedziano o Ziemi, wiele o niej napisano wspaniałych pieśni i modlitw. I wiele nowych powstanie – prześcigamy się w pięknej rywalizacji na zachwyty nad jej pięknem. Ale temu pięknemu festiwalowi zachwytów nad urokami Ziemi towarzyszy dewastacja ziemskich zasobów na niespotykaną dotąd skalę.
Piszę o tym nie po to, by dołączać do chóru maruderów – czego, jak wiecie, nie znoszę – i nie po to, by osłabiać entuzjazm aktywizmu proekologicznego i proklimatycznego, ale po to by uświadomić sobie i nam wszystkim, że nie wszyscy mają poczucie wspólnotowej odpowiedzialności za przyszłość Ziemi i losów swoich dzieci: są przecież tacy, którzy uważają, że mają na tyle dużo pieniędzy, że przyszłość (lepsze miejsce na Ziemi, dostęp do czystej wody i nieskażonej przyrody) po prostu sobie kupią i nie muszą angażować się w ochronę środowiska.
Nie wszyscy mają przekonanie, że z czegoś trzeba zrezygnować, coś ograniczyć, bądź za coś więcej zapłacić – byleby uratować Ziemię i życie na niej dla następnych pokoleń.
Piszę o tym, bo nie wszyscy dostąpili daru zachwytu nad pięknem Ziemi, co jest, moim zdaniem, warunkiem podstawowym do zaangażowania się w jej ochronę, a przynajmniej w nieszkodzenie.
John Green, pisarz popularnych powieści dla młodzieży, w wydanym niedawno po polsku zbiorze swoich esejów Antropocen twój i mój świat napisał, że estetyczne piękno w dużej mierze zależy od tego, jak – i czy w ogóle – patrzymy na to, co mamy przed oczyma […] Brakuje czasem naszej uważności, zdolności i chęci do dania z siebie tego, czego wymaga podziw. Zatem, mieć poczucie piękna oznacza nie niszczyć go!
Życzę więc wszystkim obrońcom Ziemi nieprzemijających zachwytów nad jej pięknem, uważności w poznawaniu jej walorów. Dzisiaj życzę radosnego świętowania – dzisiaj i każdego dnia, gdy odnosimy sukcesy w ochronie Ziemi – a na co dzień nieustannej siły i woli walki o ochronę naszej przyszłości już tu na Ziemi oraz mądrości w przekazywaniu tych darów innym; życzę, byśmy umieli swoje cenne rady i doświadczenia przekuwać na powszechną świadomość – w imię zasady, że nie wystarczy mieć rację, ale trzeba umieć do niej przekonać innych.
Miejmy świadomość, że modlitwy w intencji obrony Ziemi, wydarzenia popularyzujące potrzebę jej ochrony, kampanie proekologiczne i proklimatyczne odbywają się dziś w każdym miejscu Ziemi. Tak dzisiaj, jak i każdego innego dnia, gdy w realizację tych samych celów angażują się ludzie na całym świecie, powstaje wspólnota ludzi dobrej woli. W dzisiejszych czasach – bezcenne!