Drzewo Franciska, nr 2 - okładkaZięba ma pecha. Praktycznie nie podnieca ani zawodowców, ani amatorów ornitologii. A szkoda. Czego temu ślicznemu ptaszkowi brakuje, by ktoś zechciał się mu bliżej naukowo przyjrzeć? Rzecz jasna kilkoro badaczy spoglądało, ale jak sobie pomyślimy, ile zięby jest i jakie oferuje warunki współpracy, to tylko kropla w morzu możliwości. Przez lata uważano, że zięba jest wręcz najliczniejszym gatunkiem w Polsce. Jednak badania wykonane w ramach Monitoringu Pospolitych Ptaków Lęgowych dają jej zaszczytne, ale dopiero drugie miejsce. Najliczniejszym gatunkiem jest bowiem skowronek polny, zresztą jedyny spośród krajowej awifauny, którego liczebność przekracza 10 mln par lęgowych. Liczebność zięby szacuje się na ok. 8 mln par, a za nią na podium znajduje się jeszcze wróbel domowy

 Wymagania siedliskowe ma niewielkie. Wystarczy kilka drzew, nieważne czy to park miejski, cmentarz na brzegu wsi, zadrzewienie śródpolne czy olbrzymi kompleks leśny. Niestraszne jej procesy fragmentaryzacji, hałas dróg i torów kolejowych, negatywnie wpływające na inne gatunki leśne. Obfita baza pokarmowa oraz eksponowane miejsca wypoczynku i śpiewu samców czynią takie brzegowe terytoria atrakcyjnymi dla zięby. Ważne by były drzewa, a wtedy zięba staje się zwykle gatunkiem dominującym. Nawet w lasach Białowieskiego Parku Narodowego, terenach o bardzo zróżnicowanej awifaunie, zięba była dominantem stanowiącym 10%, a czasem nawet ponad 20% wszystkich par w zgrupowaniu ptaków lęgowych. Białowieża to poligon prac nad biologią wielu gatunków w warunkach lasu naturalnego strefy umiarkowanej. Przebadano ich tam dokładnie już kilkanaście, a co roku dochodzą informacje o kolejnych. Zięba niestety nie doczekała się takiego podejścia. W Białowieży dostępność gniazd jest trudna, ale w wielu innych, przekształconych środowiskach, znalezienie gniazda i jego kontrola nie jest wcale alpinistycznym wyczynem.

Zięba jest znana ze swej miłosnej pieśni i zadziorności w obronie terytorium. Samce zatracają się w terytorialnych walkach tak, że potrafią w bójce spaść niemal pod nogi obserwatora. Naukowa nazwa ptaka, pochodząca z łaciny Fringilla coelebs, dobrze oddaje cechy gatunku. Fringilla oznacza małego ptaszka. Mały, ale wariat. Coelebs oznacza kawalera, albo szerzej, osobę bezżenną. Chłopaka z zasadami, gotowego stanąć w obronie terrarium i partnerki. Aż po zatracenie. Od niepamiętnych czasów wykorzystywali to hodowcy ptaków i wyłapywali zięby. Do prze[1]trzymywania w klatkach niczym kanarki i do pojedynków na głosy. Barbarzyńcy oślepiali nawet ptaki, by te ładniej wydawały dźwięki i przynosiły trofea w konkursach śpiewaczych. Jan Sokołowski śpiew zięby interpretował następująco: czekaj, czekaj, coś zrobiła, a widzisz, albo: myślisz, żem cię na śliwkach nie widział, albo też uciekajcie dzieci bo borowy idzi. We Flandrii nie liczyła się jakość śpiewu, a ilość sylab, które samiec potrafił zaśpiewać. Rekordziści potrafili się odezwać ponoć 1278 razy w ciągu godziny! Zastanawiam się czy w tak głupich sportach też istnieje doping? Dla radości słuchania jej głosu i obserwacji ptaszków, Brytyjczycy w końcu XIX wieku, zabrali z sobą ziębę na Nową Zelandię i na Przylądek Dobrej Nadziei w Afryce Południowej. Populacje zięby przetrwały do dziś i można je tam podziwiać, choć nie wiem czy to najlepsze wyrażenie w przypadku introdukowanych, obcych gatunków? Niewątpliwie jednak zięba jest obdarzonym pięknym i donośnym głosem, zaciętym śpiewakiem. Od świtu do nocy, można na nią liczyć nawet w ciągu dnia, wtedy, gdy wiele innych gatunków milczy. Może to zasługa intensywnego, acz krótkiego snu tego gatunku? To nie żart, zięba należy do jednego z niewielu gatunków, gdzie przyjrzano się snowi. U ptaków fazy snu przeplatają się z momentami, w których szybko i na krótko otwierają oczy, by zobaczyć czy gdzieś w pobliżu nie czai się niebezpieczeństwo ze strony drapieżnika albo mniej wymagający odpoczynku konkurent. Wiemy, iż głos zięby jest do[1]nośny, repertuar nieskomplikowany i łatwo się tego głosu nauczyć. Współczesne samce na końcu piosenki śpiewają charakterystyczny element „kit”, tak przynajmniej wskazują badania przeprowadzone w zachodniej i południowej Polsce. Tymczasem Jan Sokołowski przyglądający się ziębie w wielu zakątkach kraju, w swojej pięknej monografii gatunku podsumowującej własne badania, zupełnie o tym fenomenie nie wspomina, ani też nie przedstawia na graficznych zapisach śpiewu – sonogramach. A przecież brzmieniu i pięknu śpiewu zięby poświęcił kilka stron, łącznie z detalicznymi opisami najpiękniej brzmiących samców. Czyżby samce wmontowały nowy element do piosenki?

Nie tylko w sezonie lęgowym zięby ci u nas dostatek. Są u nas cały rok, choć zimą pozostają tylko pojedyncze osobniki, z roku na rok coraz więcej. Zimą występuje w stadach, najczęściej z jerem, nieco rzadziej dzwońcem, trznadlem, potrzeszczem i mazurkiem. To barwne towarzystwo lubi opłotki wsi, sterty obornika i stogi. Pojedyncze zięby, zwłaszcza samce, korzystają z karmników wystawianych przede wszystkim w miastach. Wczesną wiosną i późną jesienią na granicy pól i lasów często widać stada zięb. Czasami towarzyszą jej inne gatunki łuszczaków, przede wszystkim jery. Słychać je przelatujące nad głowami, nawet na peryferiach miast. Najwięcej zięby przelatuje wzdłuż wybrzeża Bałtyku. W basenie Morza Bałtyckiego przelot koncentruje się wzdłuż linii brzegowej i na mierzejach zięby ciągną wzdłuż lądu, minimalizując okres przelotu nad otwartą wodą. Ptaki zwykle przelatują ponad koronami drzew, a w tzw. „wąskich gardłach” migracyjnych, takich jak na przykład Mierzeja Wiślana, podczas szczytu przelotu stada zięb tworzą nieprzerwany strumień na niebie. Widać i słychać je naprawdę wszędzie i w ciągu całego dnia, choć najintensywniejszy przelot ma miejsce w godzinach rannych. Najwięcej przelatujących zięb obserwuje się w trzeciej dekadzie września i pierwszej października. Zięby wędrujące przez polskie wybrzeże Bałtyku pochodzą z głównie z Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii i północno-zachodniej części europejskiej części Rosji.

Często się zastanawiam dlaczego o gatunku, który relatywnie łatwo badać, jest liczny, z dymorfizmem płciowym, łatwo dający się złapać, wyszukiwanie gniazd też w zasadzie nie nastręcza większego problemu, zostało opublikowanych prac jest znacznie mniej niż byśmy mogli się spodziewać z racji dostępności materiału badawczego? Moim zdaniem ziębę niewielu chce badać dokładniej, bo jest zbyt pospolita, niezagrożona i nawet w szerszej skali geograficznej nie wykazuje śladów zmniejszania liczebności populacji. Jest po prostu szeroko rozpowszechniona i jak się nie wynajdzie dokładnego problemu, takiego jak te opisane dotyczące komunikacji, to na badania takiego gatunku trudniej pozyskać fundusze, a referaty wygłaszane na sympozjach i kongresach pewnie nie wywołają entuzjazmu i ekscytacji koleżanek i kolegów. Może się mylę, bo skądinąd wiem, że kilka polskich zespołów przymierza się do badań tego gatunku – parazytologicznych, immunologicznych i ekologii rozrodu. Powodzenia!

Zięba dodatkowo posiada olbrzymią zaletę edukacyjną. Jest pewniakiem podczas zajęć terenowych, nawet tych odbywanych w końcu roku szkolnego i akademickiego. Pozwala też wyspać się zmęczonym uczniom i studentom i rozpocząć badania, skoro świt, co w młodzieżowym języku oznacza tak koło jedenastej. Młodzież szybko opanowuje nie tylko podstawowy śpiew zięby, ale też krótkie i chrapliwe rryt – rryt, zwane głosem deszczowym. Wyłapują go wnet z szumu innych dźwięków i sugerują powrót do bazy, bo przecież nadciąga ulewa. Zaczyna padać, pogoda iście barowa. Co robić?

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!