Pasieka nie jest duża. Ot, mały skrawek ziemi z kwitnącymi kwiatami i oczkiem wodnym. Wśród kwiatów w równych rzędach stoją kolorowe ule. Część pomalowana jest w kwiatowe wzory, na innych granatem i błękitem od bieli odcinają się wzory haftu krajeńskiego. Pszczoły wychodzą na wylotki, a potem wzbijają się z nich w błękitne niebo. Przy ałyczach kręcą się osy. Na cyniach siedzą motyle. W świecie, którego granice wyznacza żywopłot ze śnieguliczki, trwa nieustająca praca i skrzydlate zabieganie.
Świt świtowi nierówny na tej naszej Krajnie. Gdy wilgoci jest dość, dzień wstaje mglisty, perlisty od rosy, nasączony życiodajną witalnością. Kiedy przez kilka tygodni nie spadnie nawet kropla deszczu, powietrze jest szorstkie jak spłowiałe, kołyszące się na wietrze trawy. Tu, na północy Wielkopolski, wiemy już, jak wygląda długotrwała susza. Taka, która sięga korzeni drzew i zabiera lipom zdolność do nektarowania. Taka, która sprawia, że w lipcu głodne pszczoły markotnieją, siedzą zrezygnowane na ramkach i nawet nie mają siły ciąć, gdy ktoś zagląda im do ula. Tak to jest – mówimy patrząc, jak ten większy wszechświat wpływa na stan naszego małego wszechświata. Wiemy, że trzeba by coś robić, zacząć działać, bo za chwilę świat, który znamy, zniknie ostatecznie.
Tylko co właściwie powinniśmy zrobić? Czy ktokolwiek to wie? Tak to jest – mówimy i robimy to, co podpowiada nam intuicja. Sadzimy drzewa, siejemy kwiaty. Staramy się robić miejsce dla naszych mniejszych braci i gubimy się w domysłach, czy można zrobić więcej. Z głową w ulach Wiosna w pasiece zaczyna się, gdy zakwitnie leszczyna. Spragnione pyłku pszczoły obsiadają złociste warkocze leszczynowych kwiatów. Później kwitną gęsiówki i krokusy. W słoneczne dni po parę kropel nektaru pszczoły zbiorą nawet z przebiśniegów i ciemierników, ale to kapryśny i niezbyt atrakcyjny pożytek. Mniej więcej w tym samym czasie co wierzba iwa, a może nawet ciut wcześniej, zaczyna kwitnąć podbiał. Od tego momentu zaczyna się odliczanie czasu według kwiatowego kalendarza. Po 25 dniach po podbiale zaczyna kwitnąć mniszek lekarski. Po 57 dniach akacja, po około 90 lipa, a po 129 wrzos. Pszczelarze mogą korzystać z tego kalendarza, planując rozwój rodzin i prace w pasiece.
W ulach, gdy tylko zrobi się nieco cieplej, panuje gorączkowy ruch, który nie ustaje aż do jesieni. Po pierwszym oblocie, gdy pszczoły opróżniają jelita po raz pierwszy od początku zimy, zaczyna się wielkie sprzątanie. Robotnice wynoszą martwe pszczoły, pucują komórki, w które pszczela matka zaczyna składać jajeczka. Latają po pyłek, nektar i wodę, a gdy pojawiają się pierwsze larwy, karmią je i ogrzewają. Jeśli wiosna jest ciepła i zasobna w kwiaty, pszczele rodziny z każdym dniem rosną w siłę. Z kilku tysięcy pszczół na początku wiosny, w pełni lata rodzina osiąga nawet sto tysięcy osobników. W skład takiej pszczelej rodziny wchodzą robotnice, trutnie (samce) i królowa. Łatwo je rozpoznać. Królowa jest największa, smukła, z dobrze wykształconym odwłokiem. Zazwyczaj jest także oznakowana specjalną opalitką, dzięki której łatwiej ją wyszukać w ulu. Królowa żyje kilka lat, stąd opalitki mają różne kolory – biały, niebieski, zielony, czerwony i żółty. W danym roku wszyscy pszczelarze znakują matkę tym samym kolorem. W tym roku opalitki są białe. Trutnie są duże, krępe i mają wyłupiaste oczy. Ich los nie jest godny pozazdroszczenia. Te, które będą miały szczęście i wezmą udział w locie godowym, zginą podczas kopulacji z królową. Te, które żyją w ulu, po kilkudziesięciu dniach wygód i beztroski, zostaną po prostu wygonione przez robotnice. Czasami można zobaczyć taki spektakl, gdy mniejsza od trutnia robotnica bezceremonialnie wyciąga go na wylotek, a strażniczki zagradzają mu drogę i już nie pozwalają wejść do środka. Robotnice są najmniejsze, ale to one na swoich barkach dźwigają los pszczelej rodziny. Przynoszą do ula nektar i pyłek, wychowują młode pszczoły, budują woskowe plastry, w których matka złoży jajeczka lub w których zmagazynowany zostanie miód i pierzga. W razie potrzeby bronią ula, używając żądeł.
Robotnice mogą także podjąć decyzję o tym, że czas na zmianę królowej. Te z nich, które urodzą się w sierpniu i wrześniu, przeżyją kilka miesięcy. Te, które urodzą się wiosną i wczesnym latem, pożyją nieco ponad miesiąc, a czasami nawet krócej. Ta różnica wynika z tego, że wiosenne i letnie pszczoły obarczone są ogromną ilością pracy. Okazuje się, że nawet w świecie owadów można się zapracować na śmierć. Klecanki, makatki i inne gagatki Podczas gdy w pasiece pszczoły robią wszystko, by zgromadzić jak największe zapasy miodu, wokół pasieki krzątają się inne owady zapylające. Wiosenne słońce wywabia z załomów muru podobne do os klecanki rdzaworożne. Podobno ich użądlenie boli bardziej niż użądlenie szerszenia.
Czy tak jest naprawdę? Nie wiem, ich łagodny charakter sprawia, że bez problemów można je obserwować i fotografować. Tej wiosny pomiędzy cegłami, gdzie zwykle siedzą klecanki, odkryłam gniazdko innego niesamowitego owada, a mianowicie makatki. To malownicza pszczoła samotna z rodziny miesierkowatych, która gniazdko buduje z roślinnych włosków. Wiosną zaobserwować można także samice takich gatunków jak trzmiele, osy czy szerszenie. Pierwsze pojawiają się samice, które przetrwały zimę. Zakładają one gniazdka i wychowują pierwsze robotnice. To młode pokolenie przejmuje obowiązki związane z wychowaniem rodzeństwa. Matki koncentrują się wyłącznie na składaniu jaj. Mniej więcej w czerwcu, gdy zaczyna kwitnąć dziurawiec i ruta, pojawiają się różnego rodzaju owady. Bzygi, pszczoły samotne, trzmiele, klecanki, łowiki szerszeniaki czy taszczyny pszczele, konkurują o prymat z motylami. Wystarczy trochę słońca, a na roślinach aż roi się od kolorowych kwiatolubów.
Na grządkach z oregano i innymi ziołami naliczyłam w tym roku kilkanaście gatunków motyli, w tym takie, których jeszcze nie potrafię oznaczyć. Zdjęcia czekają na zimowe miesiące, gdy będzie więcej czasu na czytanie o świecie, który mnie otacza i na przypisywanie nazw temu, co dane mi było zobaczyć. Póki co po prostu chłonę to piękno i cieszę się każdym odkryciem. Nie ma bowiem nic piękniejszego, niż letnie leniwe popołudnie, gdy można być tu i teraz. Gdy można bez pośpiechu kontemplować kolor nieba, barwy motylich skrzydeł, zapach kwiatów i dojrzewającego zboża. Każdy z nas może sprawić, że miejsce, w którym mieszka, będzie także miejscem przyjaznym dla pszczół i innych owadów zapylających.
Tak niewiele trzeba – pozwolić mniszkom swobodnie rosnąć na trawniku, zaprosić na niego również koniczyny, postawić donice z ziołami, jeśli nie ma się ogrodu. Bo jeśli ktoś ogród posiada, to możliwości są nieskończone. Można sadzić krokusy i cebulice syberyjskie, żywopłot z tui zastąpić żywopłotem ze śnieguliczki. Można siać i sadzić kwiaty, które będą kwitły po kolei, dostarczając owadom kolejnych porcji nektaru i pyłku. Można postawić miseczki z wodą. W takich różnorodnych ogrodach szybko pojawią się kolejni goście – traszki, zwinki, żaby, ptaki, jeże.