Tytuł w sposób świadomy, choć rzecz jasna, bez pytajnika nawiązuje do znanej książki francuskiego antropologa Claude’a Lévi-Straussa, opublikowanej pod takim właśnie tytułem. Zawarł w niej przemyślenia wynikające z badań plemion brazylijskich Indian, gdzie w formie diarystycznej połączył filozofię, socjologię, teorie literatury, a nawet wątki muzyczne i geologiczne. Jego wizja przez dekady wpływała na wizje humanistów. Paradoksem jest, że nie dostrzegł tego, co dziś stanowi esencje myślenia o tropikach. Fenomenalnej przyrody.
Paradoks i smutek zarazem. Lévi-Strauss o swojej książce napisał, że była „Syntezą tego, co zrobiłem do tego momentu. A więc wszystkiego, co sądziłem lub o czym marzyłem”. Marzenia o tropikach przyciągały wielu: łowców przygód, awanturników, przyrodników, uciekinierów i misjonarzy. Ich działalność pozostawiała piętno. Dobre i złe. Były zachwyty nad tropikalna przyrodą. Bajecznymi barwami, kształtami, dźwiękami i zapachami. Jednak bez głębszej, naukowej, analizy. Odniesienia do tropikalnego świata przyrody pojawiały się w podręcznikach geografii i biologii, na zasadzie kolorowego dodatku. Wywoływały zachwyt: o jak tam ładnie! W zasadzie tylko tyle.
Na szczęście do czasu. Dzisiaj, kiedy podróżowanie stało się coraz tańsze i de facto coraz bezpieczniejsze, więcej i więcej osób odwiedza tropiki. Już nie tylko chłonąc piękno, ale realizując projekty naukowe. Często przecierając oczy ze zdumienia. Ale o tym za chwilę. Przez ostatnie dekady tropiki działały jak magnes na badaczy, przede wszystkim tych z krajów posiadających dawniej kolonie: Wielkiej Brytanii, Francji, Portugalii, ale też lokalnie Holandii czy Belgi. Powstawały setki prac, głównie o eksploracyjnym charakterze – opis tego, co, gdzie i kiedy można spotkać. Jednak listy gatunków i uzupełnianie muzealnych kolekcji przyrodniczych to stanowczo za mało. Z czasem nachodziła szersza refleksja, że w tropikach po prostu wiele aspektów biologii gatunków i dynamika procesów ekologicznych wyglądają zupełnie inaczej. Zaskakiwało to profesjonalistów i amatorów. Wymagało to modyfikacji podręcznikowej wiedzy.
Brak sezonowości, większa liczba gatunków roślin i zwierząt, zupełnie dziwna struktura wykorzystania przestrzenie przez człowieka – powodowały, że teorie wymyślane w zaciszu poletek badawczych i pokojów uniwersyteckich bogatych krajów strefy umiarkowanej, trzeba było solidnie poprawiać. I poprawia się dalej, bo tropiki wciągają i co rusz zaskakują nowymi faktami. Jeśli tylko przyrodnik posiada szerszą perspektywę, ma oczy i uszy szeroko otwarte, to szybko go złapie i wciągnie czar tropików. Nie ma co za bardzo dywagować, nawet jeśli czasem narzeka się w tropikach, że frustrujące są długie deszcze, temperatura nie do zniesienia, noce długie, a po zapas płynów niemiłosiernie daleko. Tropiki przyrodnik po prostu musi zobaczyć. I basta! Trzeba się otworzyć na innego, na nieprzewidywalne sytuacje, a nawet wielkie tropikalne rozczarowania.
Pamiętam swoje pierwsze. Brutalne zderzenie marzeń o południowym niebie znane z czytanych w szkole książek przygodowych, z widokiem nad głową. To zaskoczenie, że najbardziej znana tamtejsza konstelacja gwiezdna, Krzyż Południa, to taki … zaledwie latawiec. Jednak pod tym niebem, ciągle są tereny, gdzie można się poczuć prawdziwym, niemalże XIX wiecznym, odkrywcą. To właśnie z tropików pochodzą nowe, stale opisywane gatunki. O ich biologii nie wiemy praktycznie nic. I to nie tylko w przypadku owadów czy pajęczaków, ale podobnie tajemnicze są ryby, płazy, a nawet ptaki i ssaki. Gdy udajemy się w tropiki warto do rozmów, o codziennym życiu, ale też sprawach przyrody i nauki zapraszać lokalnych mieszkańców. Dla nich to często prestiż, możliwość nauki nowych metod badawczych i … zarobienia paru groszy, bo kontrast materialny jest olbrzymi. Budowana na miejscu współpraca, to jedyna droga nie tylko do sensownego rozwiązywania problemów ba – dawczych, ale i do efektywnej ochrony przyrody.
Naukowcy lubią wyzwania, a tropiki im ewidentnie sprzyjają. Praca w nich jest bardzo interesująca, bo nieprzewidywalna. Nie przyjeżdża się tutaj na dzień czy dwa, a na minimalnie kilka tygodni. Członkowie załogi i pomocnicy przebywają razem niczym załoga jednego okrętu. Z wadami i zaletami. To właśnie tutaj otacza nas ujmująca, przebogata przyroda. Pogoda mogąca w godzinę pokrzyżować naukowe plany. Tropikalny deszcz w godzinę niszczący, misternie budowany całymi dniami, system eksperymentalny. Brak zasięgu telefonii komórkowej i rwący się Internet sprzyjają nadrobieniu zaległych lektur i poważniejszej refleksji. Tropiki wymagają też przypomnienia sobie dawno zapomnianych zdolności. Obsługi młotka, kilofa i łopaty. Noszenia na plecach sprzętu, gotowania, sprzątania i planowania zakupów. Organizacji pracy. Zadumy nad własnym losem, siłą przyjaźni i miłości.