Ktoś, kto nie ma nawyku modlitwy może tego nie zrozumieć. Ktoś kto w ogóle nie wierzy w świat nadprzyrodzony, nie będzie wiedzieć o czym mowa. Ktoś, kto modlitwę traktuje jako antybiotyk, który działa po godzinie, bardzo szybko z tego zrezygnuje.

Czym jest modlitwa? Rozmową z Bogiem, Stwórcą, Wielkim Duchem – jakkolwiek wyobrażamy sobie tego, do którego się modlimy i w którym widzimy naszą szansę na lepsze jutro; powierzeniem swojej przyszłości; próbą odpowiedzi (również sobie) na dręczące pytania w momentach zawahania, utraty wizji przyszłości; chwilą wyciszenia w dniach zabiegania i pokory

Modlitwa – według niektórych – może być traktowana jako swoistego placebo, które uspokaja tych, którzy w modlitwie szukają ratunku, choć nie ma ku temu żadnego uzasadnienia. Każdy będzie mieć swoje definicje i wytłumaczenia – które pomogą się modlić, albo które uznają, że modlitwa nie ma sensu.

Ale dlaczego piszę o modlitwie w kąciku poświęconym ochronie środowiska? Ano dlatego, że modlitwa ułatwia zrozumieć pojęcie świętości. Stwórcy, miejsc i okoliczności.

Gdy za święte uznajemy miejsce, traktujemy je z szacunkiem i nabożnością. Gdy za święte uznajemy jakieś święto, zwracamy uwagę jako jego niezwykłość i odróżniamy od innych „zwykłych” dni. A to wszystko wyjaśnia sens ochrony, również tego, co nazywamy „zwykłym określeniem”: ochroną środowiska.

Od dawna twierdzę, że w ochronie środowiska, edukacji ekologicznej brakuje nam emocji i duchowości: emocji, które pozwalają nam uznać jakichś element środowiska za „swój”, a więc finalnie pozwolić nam zaangażować się w jego ochronę właśnie jako „swojego”, i właśnie inspiracji duchowej, która ułatwi nam uznanie ochronę całego środowiska jako dzieła stworzenia.

Jeśli Ziemia jest dziełem Stwórcy, to jej dewastacja jest grzechem; jeśli Ziemia to dar od Boga, który ten zostawił nam w dziele stworzenia, to jej niszczenie – jak mawiał św. Bonawentura – oznacza kłopot w odnalezieniu przez nas szlaków powrotu do niego w dniu ostatecznym.

Podczas swoich wykładów w różnych miejscach Polski pokazuję przykłady z dwóch tradycji – tubylczo-amerykańskiej i chrześcijańskiej: Indian amerykańskich z różnych plemion splatających działalność proekologiczną z modlitwami o lepsze jutro i nadzieję oraz bardzo podobnych modlitw papieży Franciszka i jego poprzedników.

Co te modlitwy różni? Forma. Indianie biegają z modlitwą, maszerują do świętych miejsc ich tradycji, siadają w półokręgu twarzą do wschodzącego słońca lub palą święte fajki; papieże modlą się stojąc lub klęcząc w świątyniach, używają kadzideł, udają się do miejsc świętych w pielgrzymkach .

Cel jest ten sam: nadzieja na lepsze jutro, modlitwa o nawrócenie ludzkości i zwiększenie wrażliwości na problemy środowiskowe, o pokorne odnajdywanie dzieła Stwórcy w najbliższym przyrodniczym otoczeniu. Przy okazji – o pokazanie wszystkim dookoła, że modlitwa też może być elementem codziennego życia, uzupełniającym aktywność zawodową.

Żeby nie było – ja sam miewam problemy z modlitwą, nie jestem kryształowy, jednak za swoje uznaję poglądy, które traktują z powagą modlitwę jako pomoc (również dla samych siebie) w działaniu: duchowość potrafi być niezwykle silną inspiracją dla jakiegokolwiek działania.

Znakomitymi okazjami do modlitwy za wszystko to, o czym pisałem powyżej mogą być zarówno Dzień Ziemi (22 kwietnia) lub Dzień Św. Franciszka (4 października), pierwsze dni wiosny, lata, jesieni i zimy; znakomitymi miejscami tych modlitw mogą być świątynie, lasy, miejsca nad jeziorami i zadrzewienia śródpolne. Wszędzie tam, gdzie jest nam bliżej do Stwórcy.

Jeden z indiańskich myślicieli powiadał, że jeśli nad ranem nie znajdujesz powodów, by podziękować Stwórcy za życie, to znaczy, że coś jest z tobą nie tak. No właśnie.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!