Tytuł jest trochę przewrotny, ponieważ ludzie to przecież także zwierzęta. Ale ten zabieg jest celowy, gdyż o nauce empatii od wszystkich zwierząt, także innych niż ludzie, chciałbym opowiedzieć. Natchnieniem do rozważań nad tym tematem, który od lat mnie interesuje, było pewne wydarzenie, którego byłem niedawno uczestnikiem.

Siedzieliśmy z moim ośmioletnim synem na pomoście nad jednym z mazurskich jezior. Był upalny lipcowy dzień. On oglądał wyciągnięte z wody kamienie, a ja pełznącego po dnie raka. W pewnym momencie zauważaliśmy płynącą w naszym kierunku kałużnicę – wielkiego, smoliście czarnego chrząszcza wodnego. Był zupełnie niepłochliwy i płynął wolno tuż przy powierzchni wody. Widać było, że robi to z wielkim trudem. Od razu zrozumiałem, że coś jest nie tak. Jako biolog nauczyłem się odczytywać wiele zachowań zwierząt. Żaden zdrowy organizm nie zachowuje się w tak lekkomyślny sposób, by stawać się łatwym łupem drapieżnika. Natomiast kałużnica była widoczna jak na patelni. Gdy znalazła się w pobliżu pomostu, włożyłem otwartą dłoń do wody, delikatnie wsunąłem ją pod owada, wyciągnąłem powoli i położyłem ją na dłoń mojego syna, który przyjął ten dar z wielką radością. Jak wspomniałem, kałużnica była wielka, zajmowała całe śródręcze dłoni ośmiolatka. Zaczęliśmy się jej przyglądać. Okazało się, że ma na sobie wiele drobnych pasożytów, podobnych do cielistych larw much, tylko odpowiednio mniejszych. Mój syn zaczął powoli je ścigać z kałużnicy i wrzucać do wody. Zmartwił się jej stanem i chciał jej pomóc. Wiedział, że cierpi, na swój owadzi sposób.

Wtedy na ławce na pomoście usiadła obok nas para starszych ludzi, kobieta i mężczyzna. Zainteresowali się tym, co robimy. Nic dziwnego, chrząszcz wyglądał intrygująco, nie tylko ze względu na rozmiary, ale również piękny błyszczący pancerz. Zapytali, co robimy. Odparliśmy, że chcemy mu pomóc, co kobieta przyjęła ze zrozumieniem, ale jej partner nie podzielił jej zdania. Nie zaskoczyło mnie to, gdyż znałem badania, z których wynika, że kobiety posiadają więcej empatii niż mężczyźni. Niektóre z nich wskazują wręcz, że kobiety mają więcej empatii w stosunku do zwierząt niż do ludzi, a mężczyźni dokładnie odwrotnie! Ale zaraz przypomniałem sobie artykuł, który czytałem kilka tygodni wcześniej opublikowany w czasopiśmie „Current Psychology” w lutym 2021 r.1 Grupa badaczy wykazała, że nasza empatia zależy od kontekstu. Kobiety na poziomie deklaratywnym zgłaszają większą empatię niż mężczyźni. Eksperyment wykazał jednak, że w przypadku odpowiednich zewnętrznych motywatorów różnice te się zacierają.

Wbrew pozorom i utartym kulturowym stereotypom, w które sam przez chwilę wpadłem, okazuje się, że płcie zasadniczo nie różnią się od siebie, jeśli chodzi o zdolność odczytywania emocji. Nauka jest fascynująca! Wróćmy na pomost. Mężczyzna uznał, że wiele osób poświęca się ratowaniu zwierząt, a nie ma kto zająć się ludźmi. Stara śpiewka. Słyszałem ją wielokrotnie, gdy pomagałem rannym ptakom lub interweniowałem, gdy działa się im krzywda z rąk człowieka. Tłumaczył, że służby wyjeżdżają do poszkodowanych psów czy kotów, zamiast w tym czasie ratować ludzi, co może skończyć się czyjąś śmiercią. Nic na to nie odpowiedziałem, ale widziałem, że na te słowa krytyki mój syn bardzo się zmartwił. Było to jednak zgodne z tym, co pisałem wcześniej, że mężczyźni odczuwają większą empatię do ludzi niż zwierząt. Może dlatego, to głównie oni są rzeźnikami? A może dlatego, że są samolubnymi egoistami?

W latach 70. XX w. pojawiała się w biologii koncepcja samolubnego genu, która została opisana przez znakomitego naukowca, ewolucjonistę Richarda Dawkinsa w książce pod takim samym tytułem2 . Szybko stała się bardzo modna. Uznał on, że podstawową jednostką doboru naturalnego jest gen, a nie – jak wcześniej przyjmowano – osobnik czy populacja danego gatunku. W dużym uproszczeniu teoria ta oznacza, że geny konstruują organizmy jako pewnego rodzaju narzędzia do tego, aby mogły się kopiować. Najlepiej w jak największej liczbie. Zakładała ona, że z punktu widzenia analizy procesów ewolucji branie pod uwagę innych aspektów nie ma większego znaczenia. Poza tym Dawkins uznał, że altruizm to również swoista forma egoizmu – gen osiąga swoje egoistyczne cele poprzez altruistyczne zachowanie. Ale uwaga, te pojęcia mają znaczenie czysto behawioralne, co podkreślał wielokrotnie sam badacz, a nie intencjonalny charakter. Niestety, nie wszyscy to zrozumieli i zafascynowani tą teorią postanowili wcielić ją w życie. Uznali, że ludzie są z natury samolubni i chciwi i w taki sposób sprawowali swoje rządy. Szkoda, że nie przeczytali ze zrozumieniem książki Dawkinsa. Może choć niektórzy jej najwięksi fani uniknęliby kary więzienia. Po wielu latach definicja i znaczenie samolubnego genu mocno straciły na znaczeniu. Wszystko za sprawą niezwykłych odkryć dotyczących roli i funkcji genów, a zwłaszcza poznania genomu ludzkiego i wielu innych zwierząt. I dobrze, bo nie chciałbym myśleć, że moje zachowanie podyktowane jest tylko potrzebą zreplikowania genów, że jestem tylko narzędziem w rękach kawałka DNA. Choć faktem jest, że moja replika posiadająca połowę moich genów, stała obok mnie. To mój syn.

Każdy jednak chce myśleć, że jesteśmy tu po coś więcej niż tylko po to, by się rozmnożyć lub – jak kto woli – zreplikować. Obecnie rozkwit przeżywają badania nad empatią. Nie są one chwilową modą, gdyż wpisują się w potrzebę głębokiego zrozumienia potrzeb rosnącej populacji ludzi i naszej planety w obliczu nadchodzącej katastrofy klimatycznej, ale to poważna nauka, podparta coraz większą liczbą faktów. Stoi za nią wielu badaczy, ale jeden zasługuje na szczególną uwagę – Frans de Waal, wybitny biolog i prymatolog. W swoich książkach przekonuje, że wcale nie jesteśmy samolubnymi i egoistycznymi maszynami, ale nasze działania opierają się na empatii i współpracy. Wcale nie napędza nas walka, chciwość i samolubność. Wyjaśnia, że empatia ma postać matrioszki. W jej wnętrzu znajduje się prastara zdolność do uzyskiwania zgodności stanów emocjonalnych polegająca na zarażaniu emocjonalnym. Gdy ja płaczę, ty też płaczesz, gdy ja się śmieję, ty także odczuwasz radość. Kolejne jej składowe pozwalają na subtelniejsze odczucia jak zatroskanie, pocieszanie czy ukierunkowane pomaganie. Za zdolność do empatii odpowiedzialne są neurologiczne struktury w mózgu zwane neuronami lustrzanymi. Dotychczas odkryto je u ludzi i kilku innych naczelnych oraz ptaków. U naczelnych odpowiadają za naśladowanie lub odzwierciedlanie zachowania innego osobnika (zwróćcie uwagę następnym razem, gdy będziecie rozmawiać ze znajomym i skrzyżujecie ręce na piersi, że po chwili zrobi to samo).

Innym przykładem ich działania jest uczenie się mowy przez ludzi i śpiewu u ptaków. Śmiem twierdzić, że to tylko kwestia czasu jak naukowcy dowiodą istnienia neuronów lustrzanych (lub innych struktur neurologicznych, które pełnią analogiczną funkcję) również u gadów – przecież ptaki to w linie prostej ich potomkowie. A dlaczego nie u płazów i ryb! Myślę, że problem polega nie na tym, że ich nie mają, tylko na tym, że jeszcze nie wiemy, jak je odkryć. Wracając do mojej historii na pomoście. To, że pomogliśmy kałużnicy (choć przyznam szczerze, nie wiem czy cokolwiek to dało, mimo że odpłynęła w pobliskie trzciny), nie oznacza, że moja czy mojego syna empatia jest mniejsza czy większa od pary obserwatorów. Myślę, że mężczyzna, który nas skrytykował za pomoc chrząszczowi, nie był jej pozbawiony. Usprawiedliwia go to, że przecież faceci są bardziej skorzy do pomocy innym ludziom. To już wiemy.

Problem polega na tym, że jako bystre zwierzęta jesteśmy w stanie stłumić działanie empatii. W innym przypadku trudno byłoby sobie wyobrazić, jak mogliby pracować ratownicy medyczni czy pracownicy opieki społecznej. To dobra i zła wiadomość. Zła dlatego, że potrafimy czynić innym ludziom wiele krzywd, a potem płakać nad stratą ukochanego psa. Dobra z tego powodu, że można się jej nauczyć – tak, nauczyć współczucia i głębszego zrozumienia! Tylko najlepiej zacząć już od najmłodszych lat. Z pomocą przychodzą nam zwierzęta, które tak bardzo lubimy, gdy jesteśmy dziećmi. W końcu wszyscy z natury jesteśmy biofilami i potrzebujemy kontaktu z przyrodą. To dopiero edukacja i nawyki naszych opiekunów niejednokrotnie wypaczają nasz kontakt z naturą i podejście do wielu zwierząt. Jestem pewien, że nie każde dziecko pozwoliłoby sobie położyć wielką kałużnicę na swojej ręce. Wszystko przez to, że nabrali uprzedzeń do robaków wpojonych im przez ich opiekunów. Warto jednak uczyć dzieci tolerancji i szacunku do świata zwierząt i roślin. Liczne badania, a także osobiste doświadczenia wielu ludzi, którzy wychowywali się w szacunku i tolerancji do zwierząt wskazują, że relacje te przenoszą się potem na ludzi. Gdy uczymy nasze dzieci szanować pająka, mrówkę, kałużnicę czy wróbla, uczymy je wrażliwości na każde życie.

Trudno uwierzyć, że ktoś, kto czuje niechęć i brakuje mu wrażliwości na cierpienie innych zwierząt niż ludzie, ochoczo zacznie pomagać i ratować osoby będące w potrzebie. Takich postaw w stosunku do wszystkich żywych stworzeń trzeba uczyć od najmłodszych lat. To bardzo trudne, gdyż kto, będąc dzieckiem (chłopcy pewnie częściej niż dziewczynki), nie męczył mrówek czy pająków? Przyznaję, jako młokos prowadziłem wojny z mrówkami w ogrodzie mojego dziadka. Nie oznacza to, że stałem się psychopatą. Szybko zrozumiałem, że mrówkom należy się szacunek. Nauczył mnie tego mój dziadek, a teraz ja uczę tego mojego syna. Ci, którzy tego nie zrozumieli lub nie zostali tego nauczeni i stosowali ukierunkowaną przemoc w stosunku do zwierząt w młodości, częściej dopuszczają się jej w stosunku do innych ludzi, gdy stają się dorosłymi. To też fakt. Uczmy zatem nasze dzieci empatii w stosunku do zwierząt, a stworzymy bardziej wrażliwe i współczujące ludzkie społeczeństwo.

Uczmy dorosłych, w których przecież tli się coś z dziecka, że warto szanować zwierzęta i im pomagać, bo dzięki temu stajemy się lepszymi ludźmi i dajemy przykład młodszym pokoleniom. Obudźmy w nich empatię. Obudźmy w nas empatię. To możliwe, choć wymaga dużo pracy i energii. Wierzę, że w mężczyźnie na pomoście też ona jest, tylko mocno stłumiona. Oby kiedyś ujrzała światło dzienne. Może gdy sprawi sobie psa? Życzę mu tego.

Adam Zbyryt, doktorant Szkoły Nauk Ścisłych i Przyrodniczych Uniwersytetu w Białymstoku, biolog, ornitolog, popularyzator wiedzy przyrodniczej. Współtwórca i współprowadzący (z Marcinem Cichońskim) audycję w Radiu 357 Dwóch ludzi z Puszczy. Jako gość występował w dziesiątkach audycji radiowych i telewizyjnych. Finalista konkursu „Popularyzator Nauki 2021” w kategorii Animator, organizowanego przez PAP Nauka w Polsce. Autor ponad 50 artykułów naukowych i kilkudziesięciu popularnonaukowych. Autor dwóch książek przyrodniczych: Ptaki Puszczy Białowieskiej. Opowieści o mieszkańcach niezwykłego lasu (Wyd. Paśny Buriat, 2020) i Krajobraz strachu. Jak stres i strach kształtują życie zwierząt (Wyd. Marginesy, 2021).

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!