Tytuł felietonu jest hasłem reklamowym jakiejś ogólnopolskiej kampanii. Nie wiem czyjej i w sumie to nieważne. Zapisałem je w pamięci, gdy parę miesięcy temu jeździłem po Wielkopolsce, bo jest piękne i odwołuje się do pewnych moich prywatnych zapatrywań na życie. Jest jak jasny błysk słońca na tle zachmurzonego nieba, jak bursztyn na tle szarego piasku plaży. Jest piękne i aż nierealne na tle współczesnego świata. Świata podzielonego między pokolenia, religie, rasy, poglądy polityczne, kraje, frakcje – świata podzielonego dosłownie przez wszystko.

W Polsce nie ma tematu, który by nie dzielił i nie wywoływał kłótni i sporów. Kłócimy się „od zawsze” o politykę, piłkę nożną, sprawy gospodarcze i społeczne, ale i o ekologię, sprawy klimatu, o kulturę: literaturę, muzykę…

Niewielu stać na refleksję, że każdy może lubić co innego i nie stoi to na przeszkodzie rozmawiania, pracy i planowania wspólnej przyszłości. Świat jest tak piękne skonstruowany, że jedni lubią morze, inni góry, a jeszcze inni pojezierza i lasy; że jedni lubią prozę Mroza, inni Tokarczukowej, a jeszcze inni Erdrich; że jedni są wege, inni jedzą mięso, a jeszcze inni stosują diety mieszane; że jedni lubią podróże pociągami, inni samochodami, a jeszcze inni wędrówki piesze; że jedni uwielbiają wschody słońca i są w stanie tak wcześnie wstać, inni zachody słońca, a jeszcze inni z uwielbieniem kładą się pośrodku nocy na trawie i spoglądają na rozgwieżdżone niebo; że jedni lubią muzykę Julii Pietruchy, inni Grabaża, a jeszcze inni Trudella – a zdarzyć się może, że słuchają wszystkiego na zmianę.

Natomiast większość uważa, że ma prawo narzucić innym swoje – w ich mniemaniu jedyne prawdziwe – widzenie świata. I każda zmiana poglądów, przyzwyczajeń i zwyczajów jest traktowana jak zdrada. I urządzamy krucjaty, wzniecamy gniew, zaczynamy sobie urządzać piekło w imię „lepszych poglądów”. W najlepszym przypadku zamykamy się w swoich okopach.

I choć szukanie jedności w polityce wydaje się bezsensowne i jest uznawane za stratę czasu, w innych sferach jest jednak możliwe, realne i piękne.

Znam wielu przyrodników, których mogłaby podzielić polityka lub inny styl życia, a łączy piękna pasja obserwacji i badania przyrody. Znam wielu indianistów, którzy w polityce stanęliby we wrogich względem siebie politycznych obozach, a spotykają się na zlotach, powwow i skupiają się na poznawaniu pięknych kultur tubylczych obu Ameryk. Znam krajoznawców, którzy uwielbiają spędzać każdy wolny czas na wędrówkach po szlakach i zamiast kłócić się kto na kogo głosuje, wolą siadać przy ogniskach i rozprawiać o swoich przygodach.

Ale znam też wielu ekologów, którzy zamiast prowadzić wspólne kampanie na rzecz ochrony lasów, jezior i wybrzeża morskiego, kłócą się zawzięcie o politykę i polityków, i to jeszcze tych, których nie znają osobiście i nie mają na nich żadnego wpływu. Znam wielu aktywistów, którzy zarzucają sobie wzajemnie zdradę tylko dlatego, że jedni rozmawiają z tymi, których ci drudzy nie akceptują.

Podzielam przekonanie popularyzatorów ekologii integralnej, którzy mówią, że po to, by mieć dobre relacje z przyrodą, trzeba umieć znaleźć dobre relacje z innymi ludźmi. Bez tego misja ochrony Ziemi nie ma sensu. Wszak zasoby przyrody chronimy również dla siebie i dla tych, którzy nie podzielają naszych poglądów – czegokolwiek by nie dotyczyły.

Polubić drugiego człowieka, zwłaszcza takiego, z którym nam nie po drodze, jest ciężkie, wiem o tym z autopsji – święty nie jestem i też udziela mi się niekiedy gniew i „święte oburzenie”, ale za każdym takim razem staram się nie robić wobec nich „krucjat krzyżowych”, ani z obrony swoich poglądów nie czynić „obrony Częstochowy”.

Zamiast tego, choć to rzadkie, wolę posłuchać jego/jej poglądów i dowiedzieć się czegoś innego o świecie. To też budowanie wspólnoty.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!