W mieście sporo się dzieje. Ten ruch to niemal kwintesencja procesów urbanizacyjnych. Dotyczy to przyrody, a także refleksji nad miejską florą i fauną. Co ciekawe, to już nie tylko ogromna liczba specjalistycznych artykułów naukowych, ale także pisane wartkim językiem książki, ukazujące procesy zachodzące w przyrodzie, także z szerszej, socjologicznej perspektywy. Obserwować możemy niesamowity wysyp książek o tematyce miejskiej. Chciałbym pokazać przede wszystkim pozycje rzeczywiście nowe, takie, które dostępne są w księgarniach albo takie, które znajdują się w trybie wolnego dostępu w zasobach Internetu. To pewna nowość, ale właśnie nowe ruchy wydawnicze powoli nas przyzwyczajają również do takiego podejścia. Zresztą MDF także obrał tę szlachetną drogę!
Zacznijmy jednak od przedstawienia bohatera, od miasta, po prostu. Uważam, że pomocna w jego poznaniu może być, co zapewne wielu wyda się nieoczywistym, książka Rafała Matyi Miejski grunt, z podtytułem 250 lat polskiej gry z nowoczesnością. Autor spogląda w niej na rozkwit Polski właśnie przez rozwój miast i od razu zauważa, że mamy do czynienia ze słabością polskiej prowincji. Z ucieczką od prowincjonalności wiąże się krytycznie promowana metropolitalność albo wręcz warszawskocentryczność. To dramat, nie tylko z perspektywy ekonomicznej, ale również promocji rozwiązań ważnych dla zarządzania przyrodą. Szkoda, że ten aspekt nie jest uwzględniony we wspomnianej książce. Nic to, będziemy sobie musieli pomóc, korzystając z kolejnych lektur.
Jeśli już nam bowiem przyszło żyć w mieście, metropolitalnym czy tym znacznie mniejszym, gdzie dobra publiczne przestały być osiągalne na wyciągnięcie ręki, doprowadźmy do tego, by pobyt w nim był przyjazny. Nie jest to zadanie łatwe, zwłaszcza gdy brak pracy i perspektyw, ale próbować trzeba. Skorzystać przy tym warto z pewnych sugestii Davida Sima zawartych w jego przemiłej dla oka pracy Miasto życzliwe. Jak kształtować miasto z troską o wszystkich. Ten znany szkocki architekt, od lat związany z biurem architektonicznym Gehl Architects, podaje nam niemalże gotową instrukcję, jak budować przyjazne miasta, nawet takie z wysokim zagęszczeniem populacji ludzkiej. Wybiera miasta godne naśladowania, pokazuje wiele rozwiązań takich ośrodków, gdzie wysoka jakość życia i gęsta zabudowa wcale nie tworzą pary przeciwieństw. To nie abstrakcyjne, akademickie dywagacje, ale działające rozwiązania, które autor przekazuje nam w postaci prostych zasad. Kluczem jest dostęp do zieleni, pełnoprawnych przestrzeni edukacyjnych i niezbędnych usług.
Łatwo powiedzieć i napisać, niż w rzeczywistości doprowadzić do życzliwości przestrzeni miejskiej. Nic nie przekonuje tak, jak pewne rozwiązania, choćby częściowo wykorzystane w praktyce. By tego dokonać, niezbędna jest współpraca wielu osób, bo problemy stojące przed miastami są olbrzymie. Kryzysy charakterystyczne dla antropocenu, czyli klimatyczny, epidemiczny, gospodarczy i społeczny, to codzienność miejskiej egzystencji. Tak przynajmniej sugerują autorzy (jest ich dwadzieścioro, co podkreśla rozmach i złożoność problemów), kolejnej pozycji: Miasto wobec wyzwań. W założeniu pozycja miała dotyczyć Gdyni, ale jest na tyle wszechstronna i wyczerpująca, że sporo informacji znajdą tam również mieszkańcy innych miast. Od potrzeby budowania lokalnych społeczności, poprzez adaptacje do zmian klimatycznych i, co bywa ostatnio podkreślane, do życia w świecie (post-)pandemicznym. To rzeczywistości wzajemnie się przenikające, ale co muszę podkreślić – pomimo pesymistycznego wydźwięku wielu części książki – czekające na realne działania. Więcej informacji o publikacji oraz możliwość jej pobrania – i to całkiem za darmo – na stronie Urban Lab Gdynia: https://urbanlab. gdynia.pl/artykuly/miasto-wobec-wyzwan-o-adaptacji-do- -zmian-klimatu-i-zycia-w-czasach-pandemii.
Dotychczas wspomniałem o kontekście, tkance psychicznej i społecznej, a nawet ekonomicznej miast. To one razem są kluczem nie tylko do środowiska życia populacji Homo sapiens, ale wielu innych gatunków. Najsilniejsze związki z naszym gatunkiem tworzą ptaki. Ludzie obserwują je od tysiącleci. Kiedyś na nie polowali, dla trofeów i pokarmu, albo tępili jako szkodniki. Dzisiaj dostrzegamy ich pozytywną, czasami wręcz terapeutyczna obecność. Tak przynajmniej wynika z książki Pawła Pstrońskiego Wszystkie okna dla oknówek, którą można byłoby nazwać opowieścią o przyjaciołach z sąsiedztwa. Będą z nami dobrze znane jaskółki i jerzyki, gołębie i wróble, ale też pokrzewki, dzięcioły i sokoły, a nawet bocian biały, puszczyk i bielik.
Ptaki można obserwować wszędzie: na chodniku, ulicy, skwerach, w parkach, a także spokojnych oazach miejskiej zieleni. Gdzie takie jeszcze istnieją? W odpowiedzi pomoże kolejna pozycja, będąca pewnie całkowitym zaskoczeniem. Chociaż mniejszym, gdy przyjrzymy się historycznym założeniom miast, a całkiem współcześnie będziemy chcieli poszukiwać ciszy i wytchnienia. Myślę o książce Ogrody klasztorne, od lat uznawanej Miasto Piotr Tryjanowski – idea, przyroda i książki 111 za najważniejszą pozycję dla wszystkich zajmujących się fenomenem kulturowym klasztornego ogrodu, czyli jednego z najważniejszych miejsc średniowiecznego krajobrazu kulturowego. Książka powstała jako efekt współpracy znanej mediewistki, Régine Pernoud, autorki wielu dzieł przybliżających i odkłamujących problematykę kultury średniowiecznej oraz Georgesa Herschera i Jeana-Paula Collaerta, specjalistów w zakresie problematyki ogrodów od strony ich uprawy, utrzymania i historii, oraz autora fotografii – Henri Gaud. Łączą się w tej pozycji profesjonalna znajomość poruszanej problematyki z punktu widzenia dziejów duchowości, reguły zakonnej, kultury rolnej i historii rozwoju ogrodów. W zasadzie otrzymujemy przepiękny album, gdzie wiedza przeplata się ze sztuką.
Wypoczywać, obserwować i podziwiać, to trochę za mało. W czasach dynamicznych zmian niezbędna jest dokumentacja stan otaczającej nas przyrody. Nie tylko jej piękna, ale i negatywnych procesów zachodzących w środowisku. Chcąc jednak czerpać z przyrody w mieście pełnymi garściami, zapomnijmy choć na chwilę o niebezpieczeństwach, a skupmy się na pozytywnych emocjach. Spróbujmy je zapisać, namalować albo, co obecnie zdecydowanie jest najłatwiejsze, sfotografować. Smartfon w ręce to całkiem użyteczne narzędzie, można jednak zrobić krok dalej, z porządną lustrzanką. Można pytać o detale techniczne koleżanki i kolegów, można przeglądać Internet w poszukiwaniu blogów o robieniu ujęć doskonałych, można nawet samemu kombinować, nie pytając nikogo, ale można sięgnąć po książkę Grzegorza Bobrowicza Fotografowanie polskiej przyrody. Bardzo polecam, bo to elementarz fotografii zwierząt i roślin, z uwzględnieniem sezonowej zmienności – białej zimy, zielonej wiosny, żółtego lata i czerwono-pomarańczowej jesieni, z wszelkimi typami pośrednimi. To nie tylko technikalia umożliwiające idealny „pstryk”, ale też sposoby – jak skorzystać z pilota, jak podrapać pień drzewa, by wywabić z dziupli ptaka albo jak się położyć, by spojrzeć żabie w oczy. Wszystko to w sposób nieszkodliwy dla przyrody. Naprawdę da się, a dowodem są wspaniałe fotografie zamieszczone na kartach książki.
W ogrodach klasztornych, parkach czy nawet nad brzegiem rzeki w mieście, warto mieć z sobą książkę. Czas płynie raźniej, wino w kieliszku czy woda w manierce znikają z większym sensem, a docierające promienie słońca bywają jeszcze piękniejsze. Wskazane książki nadają się do tego, by nam potowarzyszyć w przyrodniczej wycieczce przez miasto. Uwaga! Lepiej zabierać je pojedynczo. Nie tylko ze względu na rozmiar niektórych, ale również dlatego, że bywają tak wciągające, że pod[1]czas lektury tej wybranej, przyglądanie się pozostałym może być zwyczajnie niemożliwe.