Za każdym razem, gdy poruszam tę kwestię, bawi mnie reakcja publiczności: rzecz dotyczy recyklingu, a finalnie książek. Na moje pytanie do jakiego pojemnika wyrzucamy plastikową butelkę, pada odpowiedź: do żółtego!; do jakiego słoik po dżemie? do zielonego!; do jakiego skórki po bananie? do brązowego!; do jakiego stare książki? do niebieskiego! … I tu niekiedy pojawia się konsternacja, no bo jak to, wyrzucać książki?

Z metodologicznego punktu widzenia w procesie odzysku i recyklingu stare książki, a więc papier, można by wyrzucić do pojemnika niebieskiego, na papier, ale jednak pojawia się refleksja, że jednak „nie wypada” wyrzucać książek.

Oczywiście jakakolwiek, choćby najsłabsza, myśl o wyrzucaniu książek wzbudza najmocniejsze torsje u bibliofilów, to jednak zdarza się widywać książki w śmietnikach.

Książka zawiera w sobie – cały czas jeszcze – silny kod cywilizacyjny związany z nauką, jako nośnik kultury, jako przepustka do „lepszego świata”, jako furtka do marzeń. Kojarzy się z przyjemnością czytania, niekiedy wraz z wąchaniem papierowych stron (he, he). Ale jest również – również cały czas jeszcze – wiarygodnym źródłem informacji, miejscem uporządkowanej wiedzy (przekrojowej lub związanej z konkretnym tematem).

Nie zmienił tego świat filmu, który według wielu zapowiedzi miał skutecznie odciągać kulturalnych ludzi od książek. Nie zmienił tego Internet, który miałby być zabójcą literatury. Jak się okazuje, „ludzie filmu” są silnie związani z książkami, bo częstokroć z literatury czerpią inspiracje dla swoich filmów, a Internet – to wymarzone źródło wiarygodnych informacji – okazał się w wielu miejscach zwykłym śmietnikiem z mnóstwem fałszywych wiadomości, nieprawdziwych źródeł i zbitką różnych materiałów kompletnie niewiarygodnych i płytkich.

Oczywiście, patrząc na rodzimą kulturę czytelniczą, zdarza się, że i książki bywają zwyczajnie złe, kłamliwe i ohydne, jednak takie tytuły to w sumie rzadkość.

Należę do fanatyków książki jako nośnika wszelkiego dobra i piękna w kulturze. Uwielbiam czytać i kupować, doceniam widok czytających w kawiarniach, na przystankach tramwajowych lub na plaży, rozumiem kolekcjonerstwo książek w najróżniejszych jego przejawach (wydania jednego tytułu w kilku językach, różne wydania różnych wydawnictw, itp.), regularnie śledzę w Internecie (!) wiadomości o nowościach, sam zarzucam takimi innych fanatyków książek, cenię sobie rozmowy z innymi o książkach, a również zdarza mi się, mając wybór między czytaniem, spotkaniem lub filmem, wybrać to pierwsze. No tak bywa, kto mnie zna, wie, że nie zmyślam.

Ale wróćmy do wątku z początku niniejszych rozważań. Książki są niekiedy idealnym przykładem na to, by pokazać sens odzysku i ponownego wykorzystania. Nie wszystko musimy wyrzucać, część można użyć inaczej lub przekazać innym do użycia.

Szklany słoik niekoniecznie musi być wyrzucony do pojemnika na szkło, bo można go skutecznie użyć do przechowywania przetworów lub łakoci (łakocie i książki, mniam!). Książki, jeśli już wiemy, że do nich nie wrócimy, możemy oddać do biblioteki, dać sąsiadce, rozprowadzić po czytających członkach rodziny, podarować starszemu małżeństwu mieszkającemu dwie ulice dalej, zostawić w pobliskich punktach bookcrossingowych. Albo po prostu sprzedać. Oferty Allegro, Amazona, liczne oferty sprzedaży antykwariatów są pełne starych książek, „pierwszych wydań”, pojedynczych sztuk, o których wiadomo, że ze względu na niszowość tematyki nie mają zbyt wielu szans na wznowienia. Ja sam, nim kupię jakiś wznawiany tytuł, wpierw sprawdzam, czy w sprzedaży są archiwalne wydania – wychodzę z założenia, że kupując dobrej jakości stary tytuł, zmniejszam strumień makulatury książkowej kierowanej na wysypiska.

To pokazuje sens „domowej ekologii”: nim wyrzucimy, sprawdzamy czy na pewno już z tego nie skorzystamy; jeśli nie skorzystamy, zastanowimy się czy komuś innemu z najbliższego kręgu rodziny i przyjaciół się nie przyda; jeśli innemu się nie przyda, sprawdzimy czy nie da się tego sprzedać (a więc wprowadzić ponownie do obiegu); jeśli się nie uda, to dopiero na samym końcu – teraz miłośnicy przeskakują linijkę dalej, by nie cierpieć – decydujemy się na wyrzucenie do śmietnika, ale wyłącznie do niebieskiego pojemnika.

Ekologia jest właśnie do tego potrzebna: by rozważać warianty jak najmniejszej straty dla środowiska, unikania szkód w środowisku. „Domowa ekologia książkowa” dodatkowo ratuje dobra kultury, dobry obyczaj i cząstkę ludzkości. Nie będę cytował wielkich bibliofilów, literatów i księgarzy, ale każdy z nas, miłośników książek, wie, że ratując książki ratujemy dusze – książek i nasze własne.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!