W poprzednich felietonach obiecałem Wam, że pokażę, jak korzystać z dobrodziejstw miasta i nadal pozostawać w zgodzie z ekologicznym stylem życia. Zgromadziłem tutaj kilka trików i sztuczek jak unikać zaśmiecania naszej planety dodatkowymi odpadami oraz jak wybierać lokale czy miejsca, gdzie możemy smacznie zjeść oraz przy okazji chronić naszą przyrodę. Zapraszam do lektury!

Wyobraźmy sobie piękny, sierpniowy poranek. Załatwiamy kilka spraw na mieście, odbywamy ważne spotkania. Jednakże, nawet jeżeli jesteśmy w biegu nie możemy zapomnieć, żeby prawidłowo się nawadniać i posilić. Pamiętacie moją butelkę z filtrem z poprzedniego felietonu? Doskonale, pragnienie już zostało zaspokojone, pozostało Nam jeszcze znaleźć miejsce, w którym zjemy smaczny i pożywny posiłek. Omijamy więc szerokim łukiem produkujące tony plastików fast-foody a swoje kroki kierujemy do knajp oznaczonych jako “eko”, “vege” czy “free”. Nic bardziej mylnego, w takich miejscach możemy dostać posiłek na talerzu z otrębów pszennych, tak zwanym “jadalnym talerzu”. Ponadto mamy gwarancję, że ewentualną porcję na wynos dostaniemy w kartonowym pudełku i torbie. Dla wielu dzisiejszych restauracji czy barów nie jest to przykry obowiązek, lecz silne przekonanie oraz wdrażanie ekologicznych idei w życie. Warto zapytać szefa kuchni o dzisiejsze menu, zapewne sezonowe i korzystać z dobrodziejstw owoców i warzyw przygotowywanych na świeżo, niż mrożonych czy podsmażanych. Jeśli najdzie nas ochota na lemoniadę, pamiętajmy, aby dopytać się o zawartość cukru oraz o to, czy kubek, w którym ją dostaniemy jest wykonany ze skrobi! Taki kubek jest w 100% biodegradowalny, a jeżeli w restauracji takowych nie ma, możemy poprosić o nalanie lemoniady do naszej butelki, którą przecież mamy ze sobą. To przecież takie proste!

Kolejnym oznaczeniem, na które można się natknąć, to knajpa “free”. Może to oznaczać, że dostanie się tutaj posiłek freeganśki, a więc taki, który już nie nadaje się do sprzedaży dla klientów, jednakże data ważności jeszcze nie minęła, lub produkt jest dzień lub dwa po terminie. Najczęściej mówimy tutaj o kanapkach, które zgodnie z polityką piekarni czy knajpki nie mogą być zrobione np.w czwartek a sprzedane w piątek. Taka kanapka ląduje po prostu na śmietniku, lecz my możemy ją uratować. Skąd dowiemy się, gdzie możemy znaleźć taki posiłek? W sukurs przychodzi do nas technologia – a mianowicie aplikacja TooGoodToGo. To bardzo intuicyjna aplikacja, która w określonym przez nas obszarze jest w stanie wyszukać i zlokalizować bary czy restauracje oferujące posiłki nienadające się do dalszej sprzedaży dla gości, które my możemy uratować. Co ciekawe, można tam znaleźć tak interesujące rzeczy jak rogaliki ze Starbucks, kanapki z CostaCoffee czy owoce i warzywa z sieci dużych marketów. Można wówczas udać się pod wskazany adres i poprosić o wydanie takiego posiłku, dostajemy go wówczas albo po mocno obniżonej cenie albo w ogóle za darmo, jeżeli oferuje to Nam właściciel lokalu. Razem z TooGoodToGoo ratujemy jedzenie przed wyrzuceniem go na śmietnik tylko z tego powodu, że nie nadaje się do sprzedaży komercyjnej przez wymogi sanitarne lub politykę restauracji. Świetnie funkcjonują w ten sposób stacje paliw, które są w stanie sprzedać “paczkę” jedzenia po mocno obniżonej cenie, gdy zbliża się koniec daty ważności zawartych w niej produktów.

Po ciężkim dniu spotkań i rozmów przyszedł moment na relaks. Udaję się więc w godzinach popołudniowych do biblioteki wypożyczyć kilka książek. Następnie wchodzę do ulubionego supermarketu i dokonuję zakupów niezbędnych na kilka dni, dokładnie planując posiłki. W aplikacji Fitatu rozpisuję sobie każdy posiłek, dzięki czemu mam kontrolę nad spożywanymi kaloriami. Dodaję również gramatury posiłków, w konsekwencji kupując np. 0,5 kg ziemniaków wiem, że wszystkie posłużą mi albo do puree z kalafiorem lub placków ziemniaczanych. Mówimy więc tutaj o tym, aby nie kupować “na zapas” czy “ponad stan”. Żyjąc w studenckim mieszkaniu nauczyłem się, że lodówka powinna jawić się jako miejsce nie magazynowania i długiego przechowywania żywności, lecz jako “pit-stop” między przygotowaniem kolejnych posiłków (pomijam oczywiście kwestię mrożonych warzyw czy mięsa). Kupuję więc to, co niezbędne a następnie przetwarzam to na 2-3 posiłki i zamykam w szklanych pojemnikach, które następnie zabiorę do pracy. Lodówka jest wówczas wypełniona gotowymi już posiłkami, z boku trzymam półprodukty do śniadań czy kolacji a po 5/6 dniach udaję się znów na zakupy uzupełniające pilnując, aby posiłek składał się przede wszystkim z rzeczy, które już posiadam oraz tych nowych, które dopiero dokupię. Zapełniam sobie tym samym dzień, planując kolorowe i pożywne posiłki, które wcale nie są jakieś urozmaicone, kawałek mięsa, ryż długoziarnisty, kalafior oraz trochę buraków. Lubię budzić się z tą świadomością, że po zjedzeniu pożywnego śniadania czeka mnie pożywny obiad w pracy a nie kupiony na szybko burger czy pizza. Wbrew pozorom, wymaga to odrobiny dyscypliny, lecz w zamian zapewniamy sobie spokój ducha oraz właściwe odżywianie na co dzień.

Wiele osób pyta mnie, jak łączę pracę na pełen etat, studiowanie, treningi i okazyjne wyjścia na basen ze zdrowym i zrównoważonym odżywianiem oraz ekologicznym stylem życia. Ciężko mi wtedy odpowiedzieć na to pytanie, wydaje mi się, że odrobina dyscypliny, samozaparcia oraz chęć realizacji jakiejś wartościowej idei w życiu napędza mnie na co dzień do pozostawania ekologicznym właśnie w ten sposób. Nie udostępniam na instagramie czy facebooku mnóstwa informacji o tym, jakie to słomki są złe (i nie twierdzę, że to niepotrzebne). Przy kasie po prostu proszę o napój bez słomki i wyciągam swoją, metalową. Tak jak wcześniej wspomniałem, nie możemy mylić życia w Internecie z prawdziwym czynem. Co prawda idea wyrażona słowami jest ważna, lecz bez czynów i ukierunkowanych działań jest tylko czczym gadaniem, debatą, rozmową, z której niewiele wynika. Jednakże nie ma jednego bez drugiego. Gdyby nie informacje, artykuły czy felietony ekologiczne może do dziś nie miałbym pojęcia o tym, że istnieje coś takiego jak dzbanek z filtrem czy metalowa słomka. Media mogą wyciągnąć nas z niewiedzy i ignorancji wobec niektórych aspektów, jednakże to od nas zależy, czy chcemy urzeczywistniać daną ideę i myśl na co dzień i zarażać nią innych. Mam nadzieję, że i ja dziś zaraziłem Was, drodzy czytelnicy, kilkoma trafnymi pomysłami czy poddałem pod refleksję jak pozostawać ekologicznym w mieście. Zachęcam zatem do zarówno rozmów jak i działania. Do następnego!

Nazywam się Kamil i jestem studentem V roku stacjonarnych studiów prawniczych na Wydziale Prawa i Administracji UAM. Mój grafik wypełniają studia, praktyki w kancelarii a weekendowo jestem kierownikiem w restauracji. Postaram się zainteresować Was, drodzy czytelnicy, artykułami, felietonami oraz moimi spostrzeżeniami, wobec tego, co dzieje się wokół Nas w kwestii szeroko pojętej ekologii. Postaram się spojrzeć na ów temat z różnych perspektyw – prawniczej, społecznej oraz po prostu studenckiej. Prywatnie jestem miłośnikiem kuchni włoskiej i japońskiej a podczas gotowania czas umilają mi audycje dobrze Państwu znanego podróżnika oraz odkrywcy smaków - Roberta Makłowicza.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!